Laberinto de pasiones (1982)
W końcu ktoś się nade mną zmiłował i wydał ten film na DVD. Jest to w zasadzie jedyny pełnometrażowy obraz Almodóvara, którego nie obejrzałem. Na szczęście dziś to się zmieniło.
Warto obejrzeć "Laberinto de pasiones" zwłaszcza teraz tuż po premierze jego najnowszego filmu "Przerwane objęcia". Daje to doskonałą możliwość porównania twórczości Almodóvara 'wtedy' i 'dziś'. W zasadzie podsumować je można jednym zdaniem "Pedro" uwielbia opowiadać historie. Jednak dziś zdanie to znaczy co innego niż ćwierć wieku temu. Teraz Almodóvar zainteresowany jest przede wszystkim tym JAK opowiada historie: te wysmakowane zdjęcia, precyzyjnie przemyślane ujęcia, zabawa formą. Wtedy istotne było to, CO opowiada. W "Laberinto de pasiones" jest sporo technicznych wpadek, sama narracja jest dziurawa niczym szwajcarski ser i pełna skrótów myślowych. To jednak nie istotne, oglądając film czuje się, jak wszystko w nim tętni życiem, jest szalone, gwałtowne, barwne. Z każdego kadru przebija radość i beztroska. I nic w tym dziwnego, w końcu Hiszpania właśnie obudziła się ze snu zimowego, a AIDS jeszcze nie było taką plagą, jaką miało się stać za kilkanaście miesięcy. Wszędzie kwitła nadzieja.
"Laberinto de pasiones" to podróż w świat nagich namiętności. Wszystko jest tu możliwe. Kilkanaście postaci wędruje po labiryncie psychoanalitycznych teorii obrazując to, czym jest kompleks Elektry, gdzie należy szukać źródeł oziębłości seksualnej i nimfomanii. Wszystko to jeszcze traktowane jest lekko, z żartem. Ten film to wielka fiesta. Kto mógł wtedy przypuszczać, że ostatnia w jego twórczym życiu. Od kolejnego filmu melodramat stanie się głównym tematem i nawet w tak nieprzewidywalnych obrazach jak "Kika" Pedro nie powrócił już do tej młodzieńczej swobody.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz