Patrik 1,5 (2008)
Ten film to wielka pochwała miłości cichej, cierpliwej, pozbawionej zaborczości. To również ważna lekcja życiowa mówiąca o tym, iż z każdym związkiem jest jak ze stalą – aby się trwały musi najpierw zostać zahartowanym.
Göran i Sven to idealne małżeństwo. Kochają się i zrobią dla siebie wszystko, a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut oka. Do szczęścia brakuje im już tylko dziecka, ale mają nadzieję, że dzięki agencji adopcyjnej to się zmieni, a przynajmniej tak się wydaje na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości całkowicie oddany sprawie jest Göran. Sven ma już córkę z pierwszego małżeństwa i wtedy nie wykazał się ani jako mąż ani jako ojciec. Boi się adopcji, ale jednocześnie liczy, że tym razem sprawy nie spieprzy. I wtedy dochodzi do eksplozji. W ich domu rzeczywiście pojawia się dziecko. Nie ma jednak 1,5 roku jak myśleli, ale lat 15, jest zbuntowany i co gorsza notowany. Göran i Sven są przerażeni, choć każde z nich z innego powodu. Göran przerażony jest samą pomyłką agencji adopcyjnej tym, że ich Patrik jest u obcej rodziny, a ten jest zagubiony wśród pary gejów, czego na pewno się nie spodziewał. Sven zaś przerażony jest samym Patrikiem tym, co sobą reprezentuje i co oznacza dla stabilności jego związku z Göranem.
I tak zacznie się proces hartowania, który wstrząśnie całą trójką. Sven powróci do butelki i ostatecznie wyprowadzi się z domu. Göran wiedziony poczuciem odpowiedzialności i miłości wybierze dobro chłopaka nad związek, który jak widzi stał na bardzo chwiejnych posadach. Z kolei Patrik początkowo ostro się buntuje, jest jak dzikie zwierzę zagnane do pułapki bez wyjścia, szczerzy kły w nadziej, że nikt go nie zaatakuje. I kiedy Sven znika z pola widzenia, rzeczywiście nie ma już kto go atakować. Göran jest cierpliwy i zupełnie nieinwazyjny. Jest zawsze blisko, a jednocześnie zachowuje dystans dając chłopakowi bezpieczną przestrzeń. Powoli zaczynają się do siebie przyzwyczajać.
(Richard Ulfsäter)
Na pierwszy, a nawet drugi rzut oka "Patrik 1,5" może wydawać się filmem bardzo ckliwym. A jednak wszystko jest w nim na tyle niezwykłe, że nie sposób przejść obok niego obojętnie. Po pierwsze jest zarazem bardzo prawdziwy i odrealniony, pełen ciepła ale nie ślepy na mroczną stronę życia. Przypomina mi w tym "Away We Go". Po drugie ma wspaniałych bohaterów perfekcyjnie zagranych przez aktorów. Gustaf Skarsgård, Torkel Petersson i młody Thomas Ljungman nie ulegli pozornej prostocie swoich postaci i uczynili je ludźmi z krwi i kości. Po trzecie Ella Lemhagen wykazała się niezwykłym wyczuciem scenariuszowo-reżyserskim. Pewnie poprowadził bohaterów wśród wirów i pułapek taniego melodramatu, a jednocześnie na drugim planie stworzyła wspaniały obraz przedmieścia i to nie w szwedzkim a w prawdziwie amerykańskim stylu niczym w "American Beauty". Wisienką na torcie są znakomite zdjęcia Marka Wiesera. Najbardziej spodobały mi się pięknie wykadrowane portrety oraz pojawiające się od czasu do czasu ujęcia odrealniające całość przypominające mi filmy Todda Solondza. Wszystko to razem składa się na piękny, wzruszający i bardzo ciepły film.
Ocena: 9
Komentarze
Prześlij komentarz