Whirlwind (2007)
Jest taka niewielka grupa #&^%$@, których nie potrafię nazwać filmami, których nie oceniam i o których obejrzeniu nie wspominam. "Whirlwind" ociera się o tę kategorię. Jest to gniot totalny i aż wstyd mi jest przyznawać się do jego obejrzenia. Aktorstwo zerowe, kilka ciętych i fajnych tekstów zostało położonych beznadziejną deklamacją. Koszmarne zdjęcia i montaż 'na oko' mierżą nawet na samo wspomnienie. W tym wszystkim jest jednak jedna rzecz, dzięki której o filmie w ogóle wspominam. To pomysł na fabułę. Oczywiście tylko pomysł.
Oto jest paczka pięciu przyjaciół, którzy wydają się stanowić grupę idealną. Kiedy pojawia się Drake i zaczyna jątrzyć, wszystko się rozpada a więzi wydają się nagle kruche, wręcz iluzoryczne. To intrygujący pomysł, pokazać jak łatwo zmanipulować osoby, by przeinaczyły interpretację faktów, jak łatwo jest zniszczyć aktualny punkt widzenia. Ciekawa była również idea spróbowania pokazania, że przez dekonstrukcję można odbudować strukturę ale już podług nowych wzorców, nowych perspektyw. Intrygujący mógł być również Drake jako obcy, postać diaboliczna. Niestety tu twórcy poszli za daleko i niepotrzebnie wprowadzili wyjaśnienie jego zachowania (choć nawet to mogło być, gdyby tylko było pokazane jako scena finałowa).
Mimo wszystko nie polecam tego filmu nikomu.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz