Blackout (2008)
Auć, to był niezwykle bolesny seans. Częściowo spowodowane było to mało wygodnymi fotelami w kinie, głównie jednak winien był reżyser, który zmarnował sporo czasu swojego, aktorów, ekipy i widzów tworząc "Blackout".
Muszę powiedzieć, że pomysł wydawał się całkiem niezły. Facet z gwoździem w mózgu, częściowa amnezja, romans i kryminalna zagadka. Składniki były dobre, danie niestety nie wyszło. JP Siili postawił sobie chyba za punkt honoru zanudzenie widzów na śmierć. I trzeba przyznać, że jest tego naprawdę bliski. Każdą scenę, każdy wątek poprowadził odwrotnie do tego, co powinien, by uczynić film ciekawym dla widza. Wszystko co ciekawe rozgrywa się na drugim tle. Filmowi brakuje dynamiki, emocji, pomysłu. Pozostał jedynie chaos przypadkowo posklejanych sekwencji i wszechogarniający bełkot delikatności i wdzięku zapaśnika sumo tańczącego Jezioro łabędzie.
Muszę powiedzieć, że pomysł wydawał się całkiem niezły. Facet z gwoździem w mózgu, częściowa amnezja, romans i kryminalna zagadka. Składniki były dobre, danie niestety nie wyszło. JP Siili postawił sobie chyba za punkt honoru zanudzenie widzów na śmierć. I trzeba przyznać, że jest tego naprawdę bliski. Każdą scenę, każdy wątek poprowadził odwrotnie do tego, co powinien, by uczynić film ciekawym dla widza. Wszystko co ciekawe rozgrywa się na drugim tle. Filmowi brakuje dynamiki, emocji, pomysłu. Pozostał jedynie chaos przypadkowo posklejanych sekwencji i wszechogarniający bełkot delikatności i wdzięku zapaśnika sumo tańczącego Jezioro łabędzie.
(Mikko Leppilampi)
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz