Everybody's Fine (2009)
Oglądając "Wszyscy mają się dobrze" pomyślałem, że właśnie tak wyglądają problemy z przerośniętą prostatą. Czuje się wewnętrzne parcie, ale zamiast strumienia moczu jednak kropla skapnie, po paru minutach następna. I właśnie ślamazarność narracji jest moim głównym zarzutem. Choć i poszczególne rozdziały też mało ciekawe i jeszcze mniej odkrywcze. Zaś metafora kabli telefonicznych jest tak tępa, że nie przebiła się do mojej jaźni i nie zrozumiałem, po co w ogóle jest.
Robert De Niro zdziadział do reszty. Pozostałe gwiazdy pojawiają się zupełnie po nic. Każda kwestia jest zmarnowana uporem reżysera, który wszystko chciał nam przekazać przez pryzmat schizofrenika na podwójnej dawce psychotropów. Po "Wszyscy mają się dobrze" jeszcze bardziej doceniam kino w stylu "Pary na życie". U Mendesa te same pomysły wykorzystano zdecydowanie lepiej. Nie mówiąc już o poczuciu humoru, które tu kompletnie zawodzi.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz