L'homme du train (2002)
Szkoda, że obejrzałem ten film do końca. Do ostatnich chwil byłem pod wielkim urokiem "Człowieka z pociągu", jednak rondo, jakim uraczył Leconte na zakończenie kompletnie do mnie nie przemawia. Ta zamiana miejsc, nie ważne jak bardzo dosłownie ją traktować, jest wyjęta z zupełnie innej bajki.
Przez 99% trwania filmu jest prosta, ale nie głupia, opowieść o dwójce życiowych rozbitków. Manesquier przeżył swoje życie bez ekscytacji i teraz w wigilię operacji na otwartym sercu marzy mu się przygoda. Z kolei Milan to człowiek-włóczykij, który z niejednego pieca chleb jadł. Czuje już jednak na karku ciężar przeżytych lat i z chęcią by się ustatkował. Przypadkowo spotykają się i zaczynają rozmawiać. I tak spędzą kilka dni szykując się do ważnych w swoim życiu wydarzeń. Niby nic wielkiego się nie dzieje, ale też nie musi. Relacja pomiędzy dwójką głównych postaci jest na tyle interesująca sama w sobie, że wystarcza za całą fabułę. Do tego Leconte świetnie dobrał aktorów Rochefort i Hallyday tworzą duet dynamiczny i niejednoznaczny.
Szkoda.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz