Fenomen (2009)
Na "Fenomen" wybierałem się jak na skazanie. Spodziewałem się wszystkiego, co najgorsze. Męki nieśmiesznych żartów, prymitywnej fabuły i postaci, które chciałoby się zadusić gołymi rękami. Ku mojemu zdumieniu film okazał się momentami nawet znośny. Żeby nie było wątpliwości, w większości poziom był dość niski, ale "Fenomen" należy do tego rodzaju "filmów złych", które zamiast irytować na swój przewrotny sposób śmieszą.
Wbrew temu, co oczekiwałem, niektóre żarty okazały się całkiem śmieszne. Spodobała mi się postać scenarzysty, przegiętego aktora, który tak jedzie na stereotypach, że każdy "normalny gej" powinien poczuć się obrażony. Nawet dwie głupawe dziewojki miały swoje momenty (Byłaś na Titanicu? Coś ty, przecież zatonął). Jedna naprawdę udobruchał mnie wątek nadopiekuńczej matki. Scena, w której uczy synalka jak być jak Marlboro Man jest przekomiczna.
Największym problemem "Fenomenu" jest bardzo nierówny poziom dowcipów. Niektóre scenki są bardzo śmieszne, na innych chwytałem się za głowę z niedowierzaniem słuchając tekstów poniżej wszelkiej krytyki. Podobnie kabaretowa konstrukcja choć pomysłowa w wykonaniu okazała się dość niechlujna. Niektóre postaci są kompletnie niepotrzebne. Niektóre fajne postaci pojawiają się tylko na chwilę, a inne kompletnie nudne i bezbarwne przewijają się przez ekran co pięć minut. Ale i tak jestem zadowolony. Spodziewałem się przecież najgorszego filmu roku.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz