Geniet och pojkarna (2009)
Po seansie "Geniusza i chłopców" czułem głębokie współczucie dla głównego bohatera Daniela Carletona Gajduska. Wiem, że nie jest to reakcja typowa, ale dla mnie Gajdusek jest nie tylko sprawcą, pedofilem, ale też i ofiarą, tragicznym przykładem rewiktymizacji. Oczywiście moja postawa wynika z wiary w jego historię o pierwszym doświadczeniu seksualnym. I nie mam podstaw w tę historię nie wierzyć, skoro jest ona fundamentem jego całego zachowania.
Jako 6-7 latek został wykorzystany seksualnie przez swego wuja. Co jednak istotne zdarzenie to nie wywołało negatywnych konotacji, lecz wręcz przeciwnie, pozytywne, a to przez podejście wuja do niego. W ten sposób jego pragnienie normalności jako małego chłopaka i zwyczajnej miłosnej relacji z dorosłym powiązane zostało z seksualną reakcją dorosłego. Ta więź stanowi podstawę jego całego zachowania. Kiedy już jako dojrzały mężczyzna znalazł kulturę, gdzie kontakty pederastyczne są częścią normalnych społecznych interakcji, uzyskał dodatkowe wzmocnienie, że wszystko jest z nim w porządku.
A potem przychodzi rok 1996 i oskarżenie o pedofilię. Reakcja Gajduska może szokować, ponieważ jego strategia obrony tylko go pogrąża. Gajdusek twierdzi, że pedofilia jest normalna, że to nie on uwodził, a inni uwodzili, że seksualne relacje międzypokoleniowe są konieczne dla prawidłowego budowania więzi dorosły-dziecko. Dla mnie jednak takie zachowanie wydało się zrozumiałe i jest najważniejszym objawem tego, jak głęboko zraniony został w dzieciństwie. Będąc od dziecka odmiennym, będąc ofiarą niewybrednych żartów ze strony rówieśników, zrobił wszystko, by wyjść z roli ofiary, zapomnieć o tym. A że był człowiekiem niezwykle inteligentnym potrafił swoją słabość przekuć w pancerz ochronny. Kiedy zatem pojawiają się oskarżenia, które atakują wprost jego tak starannie zbudowane przekonania nie ma wyboru. Musi iść w zaparte, musi nawet szokować i ubarwiać swoje harce i swawole, bowiem alternatywą byłoby przyznanie się do bycia ofiarą, do tego, jak bardzo myli się utożsamiając miłość z seksem. A tego nie mógł zrobić. Nie mógł być ofiarą.
Niestety reżyser Bosse Lindquist jedynie przeczuwa to, co się dzieje w psychice Gajduska, ale brakuje mu prawdziwego wglądu. Zupełnie niepotrzebnie łagodzi i obiektywizuje całą historię, w ten sposób udowadniając jednak niskie o nim mniemanie, jakie miał sam Gajdusek. Lindquist zadaje też kilka innych ciekawych pytań, ale też tak zupełnie mimochodem, jakby był to efekt uboczny. A szkoda, bo mógłby to być dokument porównywalny z "Tajemnicą Szekspira i Wiktora Hugo", a tak daleko mu do meksykańskiego dokumentu brakuje.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz