The Spirit (2008)
Jestem pod wrażeniem. Sprawić, by ewidentnie śmieszne sceny nie były zabawne, nie jest wcale sztuką tak łatwą, jak się wydaje. Tymczasem Frank Miller po mistrzowsku masakruje jedną komiczną scenę po drugiej. Reżyser tak zatopił się w czarno-białej konwencji, że jakiekolwiek humor musiał zniknąć, by nie psuć sztucznej estetyki obrazu. Powstał więc filmowy mutant, który przypomina ślimaka sunącego powoli o asfaltowej drodze, miażdżonego raz za razem kołami samochodów, a mimo to uparcie nie zdychającego.
Film jest obrzydliwie wręcz nudny i choć nie jestem fanem komiksów Eisnera, to Miller musi go naprawdę nienawidzić, żeby dokonać takiej masakry. Gdzie w tym polot, lekkość, naginanie reguł konwencji? Samuel L. Jackson najwyraźniej nie posłuchał reżysera i jest jedynym elementem, który jakoś się ogląda. Film okazał się stratą czasu, choć w tym przypadku nie jest to niespodzianka, w końcu sporo złego już wcześniej o nim słyszałem.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz