Armored (2009)
Nikomu nic się nie stanie. Czy Ty Hackett naprawdę w to wierzył? Czy bohater wojenny mógłby być aż tak naiwny? Raczej nie. Jednak przyparty do muru, w sytuacji pozornie bez wyjścia, wolał w ten słowa wierzyć. Wypowiedział je przecież jego przyjaciel, jego "brat". Sprawa naprawdę wyglądała na prostą: upozorować rabunek i otrzymać parę milionów dolarów tylko dla siebie. Problem w tym, że wydarzenia prawie nigdy nie toczą się zgodnie z planem. I komuś stała się krzywda. I co teraz? Ty postanowił sprzeciwić się niedawnym towarzyszom. Sprawy zaczęły się wymykać spod kontroli. Raniony zostanie policjant. Potem zginie kolejna osoba i kolejna. Ty staje się wrogiem, którego należy wyeliminować za wszelką cenę. Ale to on okaże się zwycięzcą, bo w chwili próby, w obliczu grzechu dokonał właściwego wyboru.
Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że "Armored" to chrześcijańska przypowieść o decyzjach podejmowanych w obliczu pokusy. Ci, którzy nie zejdą z drogi prawości zostaną nagrodzeni, ci zaś, którzy posłuchali chciwych podszeptów szatana czeka ból, cierpienie i zasłużona kara. Jednak wystarczy bliżej się przyjrzeć, by zorientować się, że coś jest nie tak z tym obrazkiem. Ty nie zostałby nagrodzony, gdyby nie uległ namową partnera i nie przyłączył się do planu. Wtedy w ogóle by go nie było na miejscu. On jednak uległ, tyle tylko, że nie całkowicie. Nie ma nic przeciwko złamaniu przykazania "nie kradnij", ale protestuje przeciwko "nie zabijaj". Tymczasem oba te przykazania znalazły się na tych samych tablicach. Ich ważność jest identyczna. Fakt, że w określonych przypadkach kradzież jest tolerowana pokazuje z jakim wypaczeniem filozofii chrześcijańskiej mamy tu do czynienia.
Zabierając się za "Armored" spodziewałem się prawdziwego gniotu. Na szczęście film aż tak zły nie jest. Obraz ma niezłą konstrukcję, lecz Antalowi nie do końca udało się zbudować napięcie. To dziwne, bo przecież dobrze czuje zamknięte przestrzenie. "Kontrolerzy" są tego najlepszym przykładem. Film jest też za krótki. Mając tylko dobrych aktorów można było rozbudować wszystkie postaci, dać każdej po 5-10 minut, gdzie grałyby pierwsze skrzypce. Tak się nie dzieje. W najlepszym razie mogą liczyć na jedną wyrazistą scenę. To niestety jest zwykłym marnotrawstwem talentu. Do takich ról można było zatrudnić aktorów kompletnie nieznanych.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz