Letters to Juliet (2010)
No cóż "Listy do Julii" mają całkiem jasne przesłanie. Nie należy wiązać się z kucharzem, chyba że nie ma się nic przeciwko temu, by jedyny kontakt mieć z nim poprzez makaron, a orgazmu spodziewać się można tylko od jego risotto. Zdecydowanie lepszym materiałem na męża jest wygadany Anglik. W tym przypadku można być pewnym, że facet wie, jak posługiwać się językiem.
A tak na poważnie. "Listy do Julii" to bardzo typowa, wręcz oldschoolowa komedia romantyczna, która 20 lat temu byłaby wielkim przebojem. Wtedy bowiem w roli Charliego mógłby wystąpić Colin Firth, pod którego rola ta wyraźnie była pisana. Niestety Christopher Egan jest tak bezbarwnym aktorem, że zupełnie sobie z rolą nie poradził. Na szczęście w obsadzie znalazła się też wspaniała Vanessa Redgrave. Dzięki niej nawet najbardziej wyświechtane frazesy brzmią romantycznie a nie głupio. To ona w dużej mierze broni film przed katastrofą. Drugim filarem jest Gael García Bernal, uroczy i kompletnie rozbrajający w roli kucharza, który dziewczynę pomylił (prawie że) z butelką wina. Amanda Seyfried też sobie całkiem nieźle poradziła, ale tu raczej Winick nie bardzo chyba w nią wierzył, bo tak naprawdę cała jej gra sprowadza się do wytrzeszczania oczu na trzy różne sposoby.
Gary Winick ma obsesję na punkcie wieku. Znów mu się plączą na ekranie małolaty (choć tym razem tylko we wspomnieniach). I znów ukrywa pedofilię za geriatrią. Efekt daleki jest od tego, co zaprezentował w "Debiutancie", ale jest tym razem lepszy niż w kilku innych jego filmach.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz