The Messenger (2009)
Zupełnie nie dziwią mnie wysokie oceny wystawiane filmowi przez Amerykanów. "The Messenger" to przyzwoicie zrobiony, niewiarygodnie poprawny (robiony przy współpracy z wojskiem) film o wojnie. Twórcy sprytnie usunęli w cień polityczne dyskusje, nie zadają egzystencjalnych pytań o sens śmierci. Opowiadają za to prostą, i oczywiście że bardzo wzruszającą, historię żołnierza, który przeżył mocną traumę, a teraz staje się aniołem śmierci dla wielu rodzin. W obliczu tych prywatnych tragedii niestosowne stają się jakiekolwiek dywagacje.
Jednak dla mnie cały ten film jest niestosowną manipulacją. Sceny rozpaczy bliskich przypominają mi raczej perwersyjną trawestację pornosów, gdzie seks został zastąpiony płaczem, krzykiem, bezsilnością. Mimo starań bycia delikatnym Oren Moverman nie poradził sobie z problemem uprzedmiotowienia osobistego dramatu. Jeszcze gorsze jest to, że dodaje do tego wątek romantyczny, który jest grubą przesadą. I to, że daje się go tolerować jest wynikiem tylko i wyłącznie znakomitej gry aktorskiej. Jednak Samantha Morton naprawdę potrzebuje roli ostro odbiegającej od jej wizerunku kobiety z wdziękiem cierpiącej. Gdyby nie Morton, Foster i Harrelson ten film nie dałoby się uratować. Nominacja oscarowa za scenariusz to spore nieporozumienie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz