Valhalla Rising (2009)
W komentarzu Nicolas Winding Refn do znudzenia powtarza, jak to chciał nakręcić film science-fiction tyle że bez 'science' i dlatego stworzył metafizyczną przypowieść o wierze, jak to chciał nakręcić film o podróży na obcą planetę, więc opowiedział o Wikingach trafiających do Ameryki, jak to chciał opowiedzieć o "zwierzęciu, które staje się wojownikiem, który staje się bogiem, który staje się człowiekiem" i dlatego jego film przypomina mitologię pisaną na kwasie. I rzeczywiście taka jest "Valhalla Rising". Jednak jak dla mnie Refn po znakomitym "Bronsonie" tym razem trochę przesadził.
Co do tego "kwasu" to trudno jest mi się do tego odnieść. Na mnie film sprawiał wrażenie zrobionego przez schizofrenika katatonika: bezruch przerywany epizodami przemocy, urojeń i omamów. Powolne tempo tak bardzo mi nie przeszkadzało, za to dialogi tak. Może to wydawać się dziwne w filmie, w którym przez większość czasu bohaterowie milczą, ale jak dla mnie było w nim zbyt wiele gadania po próżnicy. 90% wypowiadanych kwestii to pompatyczne bzdury, które mają podkreślić surrealistyczny klimat fabuły. O wiele lepiej byłoby jednak dla filmu, gdyby bohaterowie zachowali milczenie. Zdań, które naprawdę powinny były być wypowiedziane, mógłbym zliczyć na palcach obu rąk i pewnie wszystkich bym nie wykorzystał.
Za to Mads Mikkelsen był stworzony do roli bezimiennego bohatera-mitotwórcy. Choć nie odzywa się ani słowem i tak dominuje na ekranie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz