Robert Mitchum est mort (2010)
Przez długi czas wydawało mi się, że film będzie mi się podobać. Jest to przecież historia o życiowych rozbitkach, postaciach dziwnych, odbiegających od tego, co uznajemy za "normalne". Jeden to cierpiący na bezsenność aktor, drugi to jego menadżer, sam będący niespełnionym artystą, który nie będzie bał się sięgnąć po broń, by osiągnąć swój cel. Lubię takich bohaterów. Niestety w tym przypadku nie sprawdzili się.
Wydaje mi się, że zawinili sami twórcy. Ich poczucie humoru daleko odbiega od mojego i choć miejscami absurdalne sceny były fajnie pomyślane, to jednak niewiele w sumie tego się znalazło. W filmie jest też sporo goryczy i smutku. To także lubię, ale Francuzi to nie Skandynawowie i choć bohaterowie wybierają się do Norwegii, aż za koło polarne, to i tak nie zdołali nasiąknąć skandynawską mentalnością. Poszczególne elementy są ok, ale źle dobrano proporcje.
Ocena: 5
Wydaje mi się, że zawinili sami twórcy. Ich poczucie humoru daleko odbiega od mojego i choć miejscami absurdalne sceny były fajnie pomyślane, to jednak niewiele w sumie tego się znalazło. W filmie jest też sporo goryczy i smutku. To także lubię, ale Francuzi to nie Skandynawowie i choć bohaterowie wybierają się do Norwegii, aż za koło polarne, to i tak nie zdołali nasiąknąć skandynawską mentalnością. Poszczególne elementy są ok, ale źle dobrano proporcje.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz