Bernard and Doris (2006)
Jak to jest, że ktoś może być sumiennym pracownikiem, spełniać każde życzenie pracodawcy, a i tak zostanie zwolniony, podczas gdy ktoś inny jest pijakiem rujnującym piwniczkę z trunkami właścicielki, a i tak pozostaje najbliższym towarzyszem? Cóż "Bernard i Doris" nie daje na to pytanie odpowiedzi, choć przecież taki był cel powstania tego filmu.
Bernard Lafferty jest nowym kamerdynerem "najbogatszej kobiety świata" Doris Duke. Jakimś cudem staje się jej powiernikiem i kompanem tak, że w końcu granica pani-sługa zaczyna się między nimi zacierać. Doris wybaczy mu nawet wyżłopanie wszystkich najdroższych win, wódek, whisky i innych trunków, a po śmierci uczyniła go milionerem. Niestety film nie pozwala zrozumieć w czym tkwił sekret Bernarda, na którego pogrzebie pojawiła się m.in. Elizabeth Taylor. Pozostał enigmą, a jego związek z Doris jest ledwie zarysowany.
"Bernard i Doris" został napisany jak klasyczny obraz z lat 50. i 60. Jednak nie został w podobny sposób poprowadzony. Przez to, mimo dobrej gry, kreacje aktorskie nie są tak wyraziste jak być powinny. Oglądając Sarandon i Fiennesa przypominają się duety sprzed lat jak choćby Taylor i Burton w "Kto się boi Virginii Woolf?" i widać wyraźnie, że w nowym filmie brakuje tej samej dynamiki.
Ocena: 6
Bernard Lafferty jest nowym kamerdynerem "najbogatszej kobiety świata" Doris Duke. Jakimś cudem staje się jej powiernikiem i kompanem tak, że w końcu granica pani-sługa zaczyna się między nimi zacierać. Doris wybaczy mu nawet wyżłopanie wszystkich najdroższych win, wódek, whisky i innych trunków, a po śmierci uczyniła go milionerem. Niestety film nie pozwala zrozumieć w czym tkwił sekret Bernarda, na którego pogrzebie pojawiła się m.in. Elizabeth Taylor. Pozostał enigmą, a jego związek z Doris jest ledwie zarysowany.
"Bernard i Doris" został napisany jak klasyczny obraz z lat 50. i 60. Jednak nie został w podobny sposób poprowadzony. Przez to, mimo dobrej gry, kreacje aktorskie nie są tak wyraziste jak być powinny. Oglądając Sarandon i Fiennesa przypominają się duety sprzed lat jak choćby Taylor i Burton w "Kto się boi Virginii Woolf?" i widać wyraźnie, że w nowym filmie brakuje tej samej dynamiki.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz