La vida de los peces (2010)

Andres jest profesjonalnym turystą. Żyje na walizkach, podróżując z miejsca na miejsce. Pretekstem do tego ciągłego ruchu jest jego zawód - jest autorem przewodników dla turystów. Jednak gorzka prawda jest taka, że znalazł pracę, w której nie musi się w ogóle starać, w której jest po prostu sobą. Od dziesięciu lat brakuje mu korzeni, kotwicy, która trzymałaby go w miejscu. A zarazem, w głębi duszy nie ruszył się z miejsca. Wciąż żyje w cieniu wypadku, w którym zginął jego najlepszy przyjaciel oraz decyzji, przez którą stracił miłość swego życia.


Teraz pojawił się z powrotem w życiu tych, których opuścił dekadę wcześniej. I widzi, że jego przyjaciele i znajomi nie stali w miejscu. Choć może nie podróżowali tyle po świecie co on, choć mają wiele własnych problemów, to jednak ich życie potoczyło się do przodu. Dziś są już dla niego tylko obcymi, z którymi łączy go wspólna przeszłość. I jest jeszcze Bea, kobieta, którą wciąż kocha. To dla niej tak naprawdę pojawił się na urodzinach swego przyjaciela. Na co liczył? Tego sam do końca nie wie. W głębi duszy pewnie sądził, że uda mu się ją przekonać, by spróbowali raz jeszcze. Andres był, a może wciąż jest, miłością jej życia. Ich rozstanie strzaskało jej serce. I nawet po latach, po urodzeniu bliźniaków, wciąż od czasu do czasu zastanawia się "co by było, gdyby". Podążyć za Andresem to kusząca wizja, ale podczas gdy on nie ma nic do pakowania, jej życie się rozrosło i nie ma w nim już miejsca dla Andresa z krwi i kości. A może?

Trzeci film Matíasa Bizego, jaki mam okazję obejrzeć, utwierdza mnie w przekonaniu, że jest to bardzo utalentowany chilijski reżyser. Nawet jeśli "La vida de los peces" sprawia wrażenie sequela "W łóżku". Film ma bardzo ciekawą konstrukcję. Składa się z 10 scen dialogowych, po jednej na każdy rok rozstania Andresa z jego przyjaciółmi i Beą. Z rozmów tych wyłania się obraz człowieka zagubionego, wciąż płacącego cenę za decyzję, którą podjął przed laty. Jednak Bize nie ulega pokusie prostej konformacji: jego złe życie vs. dobrze ułożone życie jego przyjaciół. Wszystkie egzystencje mają swoje pozytywy i negatywy, Bize pokazuje, że nie liczy się sama droga, ale raczej to, na ile my czujemy się komfortowo podążając nią.

"La vida de los peces" dostało w tym roku Goyę. Moim zdaniem nie do końca zasłużenie. "Pod prąd" bardziej mi się podobało. Ale ponieważ oba poruszają podobną tematykę, w gruncie rzeczy nie jest to najgorsza decyzja Akademii. Film moim zdaniem ma jedną wadę. Ma zbyt ponury nastrój, który bardziej pasuje do historii o przyjęciu pożegnalnym osoby śmiertelnie chorej, która na koniec zamierza popełnić samobójstwo. Przez to niektóre rozmowy z dość naturalnych pogadanek osób, które nie widziały się od lat, zmieniają się w sceny wyjęte wprost z greckiej tragedii. Ma to w sobie jakiś absurdalny posmak.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)