Battle: Los Angeles (2011)
Dla niektórych filmów naprawdę byłoby lepiej, gdyby dźwięku nie wynaleziono. Jednym z nich jest właśnie "Inwazja: Bitwa o Los Angeles". Ktokolwiek wypisywał te bzdury zwane dalej dialogami ma bardzo wysoki próg tolerancji na głupotę. Co drugie zdanie to stek frazesów, banałów i podniosłej papki o charakterze patriotycznym. Deklamowane z przejęciem przez aktorów ze sporym doświadczeniem budzą tylko śmiech. Scena w której bohater grany przez Eckharta wymienia nazwiska poległych towarzyszy, by skwitować to słowami "teraz to i tak nieważne", może spokojnie przejść do historii jako jedna z najgorszych scen dialogowych w kinie.
Całość jest jeszcze okraszona niezwykle podniosłą, "epicką" muzyką Briana Tylera. Sama w sobie jest nawet niezła. Co drugi utwór spokojnie może zostać w przyszłości wykorzystany jako ilustracja pełnego akcji zwiastuna, jednak w połączeniu z tekstami rzucanymi przez bohaterów tworzy trudną do tolerowania patriotyczną breję.
Jednak z drugiej strony film naprawdę bardzo dobrze mi się oglądało. Sceny strzelanin, kręcone w reportażowym stylu "na żywo" i "z ręki" robią wrażenie. Są dynamiczne i pełne napięcia. Zmontowano je w taki sposób, że nawet bezsensowny heroizm nie wypada tutaj irracjonalnie. Niestety dialogi psują frajdę z oglądania "Inwazji".
Ocena: 5
Całość jest jeszcze okraszona niezwykle podniosłą, "epicką" muzyką Briana Tylera. Sama w sobie jest nawet niezła. Co drugi utwór spokojnie może zostać w przyszłości wykorzystany jako ilustracja pełnego akcji zwiastuna, jednak w połączeniu z tekstami rzucanymi przez bohaterów tworzy trudną do tolerowania patriotyczną breję.
Jednak z drugiej strony film naprawdę bardzo dobrze mi się oglądało. Sceny strzelanin, kręcone w reportażowym stylu "na żywo" i "z ręki" robią wrażenie. Są dynamiczne i pełne napięcia. Zmontowano je w taki sposób, że nawet bezsensowny heroizm nie wypada tutaj irracjonalnie. Niestety dialogi psują frajdę z oglądania "Inwazji".
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz