Mr. Nice (2010)
"Mr. Nice" postanowiłem obejrzeć zachęcony niezłymi zwiastunami jak i prawdziwą historią, na której film jest oparty. Niestety Bernard Rose poległ próbując uciec od typowej biograficznej struktury. Ma u mnie plus za starania, ale powinien był lepiej ocenić swoje możliwości.
Historia ćpuna Howarda Marksa, który kierował jedną z największych siatek handlujących narkotykami na świecie, w którą wciągnięte było i IRA i MI6 wymagało niebanalnego podejścia. I Rose to rozumiał, stąd (zwłaszcza w pierwszej części) sporo jest ciekawych montażowych cięć i niebanalnych ujęć. Jednak film nie jest wystarczająco "witty", a część scen została zrealizowana w sposób zaskakująco sztampowy. Przez to film okazuje się bardzo nierówny, bardzo dobre sekwencje sąsiadują celuloidową breją, którą trzeba było spuścić do szamba. Thewlis zagrał brawurowo, za to Sevigny reżyser nie dał się w ogóle wykazać. Ifans może i też gra świetnie, ale moją uwagę przykuwała głównie jego absurdalna fryzura.
Cóż, Rose nadal będzie mi się kojarzył przede wszystkim z "Candymanem".
Ocena: 5
Historia ćpuna Howarda Marksa, który kierował jedną z największych siatek handlujących narkotykami na świecie, w którą wciągnięte było i IRA i MI6 wymagało niebanalnego podejścia. I Rose to rozumiał, stąd (zwłaszcza w pierwszej części) sporo jest ciekawych montażowych cięć i niebanalnych ujęć. Jednak film nie jest wystarczająco "witty", a część scen została zrealizowana w sposób zaskakująco sztampowy. Przez to film okazuje się bardzo nierówny, bardzo dobre sekwencje sąsiadują celuloidową breją, którą trzeba było spuścić do szamba. Thewlis zagrał brawurowo, za to Sevigny reżyser nie dał się w ogóle wykazać. Ifans może i też gra świetnie, ale moją uwagę przykuwała głównie jego absurdalna fryzura.
Cóż, Rose nadal będzie mi się kojarzył przede wszystkim z "Candymanem".
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz