New in Town (2009)

Mieszczuch przenoszący się na prowincję. Amerykanie musieli nakręcić z milion filmów na ten temat. Jakim więc cudem mogli popełnić takie gafy jak te w "Za jakie grzechy"?


Pierwszy akt to jedna z najbardziej obraźliwych rzeczy, jakie miałem ostatnio okazję obejrzeć. Zachowanie głównej bohaterki (blondynki) po przyjeździe do miasteczka uwłacza zdrowemu rozsądkowi. Ja rozumiem, że mieszczuch może mieć problemy w niektórych sytuacjach, ale nawet ktoś wychowany w Miami potrafi się ubrać cieplej, kiedy jest mu zimno. Tymczasem bohaterka jest taką kretynką, że nie trudno jest mi ją sobie wyobrazić stojącą przed drzwiami, aż ktoś je otworzy, bo nie wpadnie na to, że można je samemu otworzyć. Nie jestem sobie ją jednak w stanie wyobrazić jako kobietę na kierowniczym stanowisku.

Potem jest jednak jeszcze gorzej. Oto scena, w której facet zakochuje się w naszej bohaterce: Najpierw uratował kretynkę, ta jest pijana i w końcu zamiast mu dogryzać milknie uległa i nieprzytomna, a on wtedy mówi coś w stylu: nawet fajna jesteś, kiedy jesteś nieprzytomna. Aż dziwne, że na randki nie chodzi na cmentarz wykopując sobie co spolegliwe dziewojki.

Reszta to już standard, który oglądałem bez większego zainteresowania.

Ocena: 3

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)