Cowboys & Aliens (2011)
Na tym filmie też miałem łzy w oczach. Były to jednak łzy rozpaczy. Tyle zmarnowanych talentów! Jakim cudem ktokolwiek mógł dopuścić, żeby rzecz ta ujrzała światło dzienne, pozostanie dla mnie jedną z zagadek wszechświata.
Gdybym oglądał ten film w telewizorze, wyłączyłbym po 10 minutach. Favreau zachowuje się jak amator, który dostał do rąk skomplikowane zabawki i nie wie, co z nimi począć. Niby są na ekranie rozdęte efekty specjalne. Niby coś się dzieje. A jednak nudziłem się straszliwie i nawet wygodny kinowy fotel mocno dał mi się we znaki. Kretyńskie dialogi obrażają inteligencję, chyba że jest to konwencja. Niestety miałem nieodparte wrażenie, że wszystko, co widzę, jest robione na serio. Poszatkowana fabuła wygląda, jakby pisał ją pacjent psychiatryka cierpiący na silne dysocjacyjne zaburzenie osobowości. Co pewnie daleko nie odbiega prawdzie, jeśli spojrzy się na to ilu scenarzystów znalazło się w czołówce (a standardowo jest to jakaś 1/3 liczby rzeczywiście pracujących nad tekstem scenarzystów). I do tego film trwa bite dwie godziny. Trzeba być masochistą nie z tej Ziemi, żeby zmusić się do zrobienia tak piramidalnej fabuły. Moje kondolencje dla montażysty. Ja bym tego nie wytrzymał.
Ocena: 1
Komentarze
Prześlij komentarz