Midnight in Paris (2011)
OH
MY
G
Teraz wiem, jak wygląda neurotyk-romantyk!
Jeśli ceną za filmy pokroju "O północy w Paryżu" są londyńskie kaszany, to jestem w stanie zacisnąć zęby i przecierpieć Allena w jego brytyjskim wydaniu. Po "Co nas kręci, co nas podnieca" nie sądziłem, że Allen jest w stanie zrobić coś lepszego. Myliłem się. "O północy w Paryżu" oglądałem z rozdziawioną gębą i łzami w oczach. W czasach, kiedy wszyscy starzy mistrzowie rozczarowują mnie jeden po drugim, Allen rozkwita.
W "O północy w Paryżu" Allen zaskoczył mnie tak, jak mało kto. Z jednej strony jest to film kompletnie inny od wszystkiego, co nakręcił wcześniej. Ubranie w obrazy i historie tęsknoty, jaką odczuwa większość twórców i odbiorców sztuki poraża skutecznością i sugestywnością. Byłem zdumiony łatwością z jaką przekracza granice logiki, nie zatracając się w onirycznym świecie możliwości. Do tej pory nie sądziłem, że ma w sobie tę umiejętność. Jednocześnie "O północy w Paryżu" jest na wskroś allenowskim filmem. Zgodnie z fabułą jest niczym podróż w czasie, przywodząc na myśl filmy Allena sprzed 30-tu, 40-tu lat, tyle że wzbogacone o nostalgię, jaką dać może jedynie dojrzały wiek.
Cudowne było widzieć, jak Allen odrzuca pustą analizę (postać Paula) i zanurza się w przeżyciach niezależnie od tego, jak bardzo wydają się irracjonalne. Nie jest to jednak żadna fuga dysocjacyjna ani acting-out. Przepracowywanie doświadczeń, wyciąganie z nich wniosków wciąż ma miejsce. Jednak zamiast analizy samej dla siebie, teraz ma ona bardziej organiczny charakter. Allen mógł co prawda darować sobie werbalizację "olśnienia" głównego bohatera, ale wybrną z klasą z tej kłopotliwej sytuacji dzięki komentarzowi Adriany.
Skoro wspomniałem już o bohaterach, to chciałbym powiedzieć słów parę o aktorach. Nie dziwię się, że chcą oni grać u Allena za symbolicznego dolara. Wyciąga bowiem z nich to co najlepsze. Owen miał ciężkie zadanie zastępując Allena po tym, jak w "Whatever Works" świetnym alter ego reżysera okazał się Larry David. Owen nie tylko nie przestraszył się, ale po mistrzowsku odegrał swoją rolę, stając się młodszą wersją Allena w 100 procentach. Jakie szczęście, że udało się go uratować po przedawkowaniu leków. Mam nadzieję, że nigdy podobny kryzys go już nie dopadnie. W "O północy w Paryżu" udowodnił, że potrafi być naprawdę znakomitym aktorem.
(Corey Stoll) |
A przecież świetnych ról w filmie jest o wiele więcej! Jak zahipnotyzowany wpatrywałem się w Coreya Stolla podczas jego monologu w samochodzie. Krótkie spojrzenie w jego filmografię pokazało, że widziałem go już w paru filmach. Jednak dopiero teraz naprawdę go zauważyłem. Adrien Brody rozbawił mnie krótkim epizodem jako Dalí. Marion Cotillard urzekła mnie swoją rolą, podobnie jak i Alison Pill. Uśmiechnąłem się na widok pełnej życia Kathy Bates. Dałem się też oczarować Léi Seydoux w deszczu.
Jednym słowem: Cudo!
Ocena: 10
Aż serce rośnie jak się czyta tak entuzjastyczną recenzję filmu, po którym też ma się pewne oczekiwania. Nie mogę się doczekać seansu.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że się nie rozczarujesze.
OdpowiedzUsuńSkoro "Co nas kręci, co nas podnieca" to jeden z najlepszych filmów, jakie w tym roku widziałem, a "Midnight in Paris" jest Twoim zdaniem jeszcze lepsze, to chyba zgwałcę świnkę-skarbonkę i jednak się wybiorę na kina:)
OdpowiedzUsuńZero litości dla skarbonki! Allen jest tego warty.
OdpowiedzUsuńChoć lojalnie uprzedzam, że jest to zupełnie inne kino niż "Co nas kręci", nie tak komediowe (choć ma swoje momenty).