Killer Elite (2011)
Trudno jest mi oceniać "Elitę zabójców" inaczej niż w kategoriach komedii. Staruszek De Niro wygląda przezabawnie biegając z karabinem. Wstawki sentymentalne z dziewczyną Stathama są tak absurdalne, że z chęcią obejrzał bym jakiś melodramat wyreżyserowany przez twórcę "Elity" – to mogłaby być campowa komedia dekady.
Ale "Elita zabójców" ma też kilka zalet. Przede wszystkim ma ciekawą intrygę, która jest w sposób całkowicie fałszywy pokazana w zwiastunie. W rzeczywistości jest bardziej skomplikowana i bierze w niej udział znacznie więcej graczy. Chwilami rzecz jasna brakuje logiki, ale całość przesiąknięta jest klimatem lat 80-tych, co w magiczny sposób sprawia, że kupuję tę konwencję.
Jest też Jason Statham. W chwili obecnej to jedyna prawdziwa gwiazda kina akcji. Bohater Stathama prawie bez zadrapań wychodzić z sytuacji fizycznie niemożliwych i ja w to wierzę. Gdyby na miejscu Stathama był ktokolwiek inny, pewnie reagowałbym inaczej. Owen również stworzył niezłą, choć nieco zbyt cichą i za mało efekciarską rolę. De Niro, no cóż, on jest jedynie wabikiem i wydaje się całkiem zadowolony z takiego obrotu sprawy.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz