La piel que habito (2011)
Smutno to stwierdzić, ale "Skóra, w której żyję" to dla mnie jeden z najsłabszych filmów Almodóvara. Ostatnim jego obrazem, który tak nisko oceniłem był "Matador" nakręcony ćwierć wieku temu.
Nie rozumiem, jak reżyser mógł nie wykorzystać potencjału, przecież ta historia (choć nie jego własna, a inspirowana książką) idealnie wpasowuje się w jego obsesje. Tymczasem tu została wykorzystana tylko w celu kopiowania samego siebie. To zresztą też nic nowego. Podobny chwyt zastosował w "Przerwanych objęciach". Tam miało to jednak świeżość, tętniło życiem i twórczym bogactwem. "Skóra, w której żyję" sprawia z kolei wrażenie dzieła zrobionego przez ucznia Almodóvara, kopisty, który umieszcza na taśmie konieczne elementy almodovarowego stylu, ale puste, by nie powiedzieć martwe. Przez to całość staje się filmem antyalmodovarowym, dziełem designerskim, a nie artystycznym, polegającym wyłącznie na estetycznym komponowaniu poszczególnych elementów.
Pewnie dlatego bardziej niż losy bohaterów interesowały mnie obrazy, które widziałem na ścianach, żyrandole, kostiumy i maski. Frajdę sprawiało mi wynajdywanie cytatów od "Frankensteina" po "Kikę". Kilka pomysłów pobudzało do intelektualnej zadumy (figura ojca gwałciciela, przeniesienie kazirodcze, zbrodnia i kara). Jednak z całego filmu warta zapamiętania wydała mi się tylko scena golenia. Jak na Almodóvara to zdecydowanie za mało.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz