Martha Marcy May Marlene (2011)
Jeden z tych filmów, który zachwyci sporą część widzów. Trudno zresztą, by było inaczej, kiedy ma się tak znakomitych aktorów w obsadzie, a narracja przemyślana została w taki sposób, by jak najbardziej sugestywnie przedstawić zagrożenia i konsekwencje "bombardowania miłości". Jeśli ktoś nie miał z tym tematem wcześniej do czynienia albo też zna kogoś, kto był w podobnej do bohaterki sytuacji, wtedy zachowanie dystansu jest niemożliwe, film musi robić mocne wrażenie.
Na mnie niestety nie zrobił. Owszem doceniam techniczną stronę narracji, pomysłowość i wnikliwość w naświetleniu tematu. Problem w tym, że jest to jednak mimo wszystko rzecz zbyt rozwlekła i nadmiernie inscenizowana jak na mój gustu. Owszem John Hawkes okazał się mieć znacznie większą charyzmę, niż się tego po nim spodziewałem, ale nie zmienia to faktu, że czegoś mi tu brakuje. Może ta ostatnia scena, z usilnym otwartym zakończeniem? Dla mnie była trochę antyklimatyczna. Na mnie największe wrażenie zrobiła wcześniejsza scena, kiedy siostra Marty w końcu się poddaje. Kluczowy proces zdrowienia i wszystko na marne, bo zabrakło cierpliwości. W tym momencie końców wydawała mi się już niepotrzebna. Wszystko zostało już powiedziane wcześniej.
Ocena: 6
Na mnie niestety nie zrobił. Owszem doceniam techniczną stronę narracji, pomysłowość i wnikliwość w naświetleniu tematu. Problem w tym, że jest to jednak mimo wszystko rzecz zbyt rozwlekła i nadmiernie inscenizowana jak na mój gustu. Owszem John Hawkes okazał się mieć znacznie większą charyzmę, niż się tego po nim spodziewałem, ale nie zmienia to faktu, że czegoś mi tu brakuje. Może ta ostatnia scena, z usilnym otwartym zakończeniem? Dla mnie była trochę antyklimatyczna. Na mnie największe wrażenie zrobiła wcześniejsza scena, kiedy siostra Marty w końcu się poddaje. Kluczowy proces zdrowienia i wszystko na marne, bo zabrakło cierpliwości. W tym momencie końców wydawała mi się już niepotrzebna. Wszystko zostało już powiedziane wcześniej.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz