Weekend (2011)
Bardzo chciałem, żeby "Weekend" mi się spodobał. I to z kilku powodów. Po pierwsze formalnie film przypomina mi "Plan B", który swego czasu zrobił na mnie duże wrażenie. Po drugie film przywodzi na myśl odważną krótkometrażówkę "I Want Your Love", która w udany sposób łączyła seks i intymność. Niestety koniec końców "Weekend" jest tylko echem tamtych produkcji.
Ocena: 6
Tak, spodobał mi się sposób opowiedzenia o rodzącym się uczuciu. Jednak nie przyjmuję punktu widzenia reżysera na to uczucie, jako na prawdziwą miłość. Trudno jest mi uwierzyć w realność uczucia, kiedy przez 2/3 czasu bohaterowie są albo pijani albo naćpani. Gdyby to był film o iluzji, a to byłaby inna opowieść. A tak mamy "wielką historię miłosną", melodramat niespełnionego uczucia, co wygląda komicznie, gdyby nie było aż tak piekielnie na serio.
Największym plusem obrazu jest w ten sposób piosenka, która pojawia się na napisach końcowych. Genialny utwór składający się niemal w całość z nazw produktów, które autor piosenki kupował w sklepie ze słodyczami jak był dzieckiem, a z którego przebrzmiewa prawdziwa nuta nostalgii. Tego połączenia w samym "Weekendzie" niestety zabrakło.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz