Tomorrow, When the War Began (2010)
W kinie bardzo wiele zależy od momentu, w którym pojawia się filmy. Dziś, po sukcesie "Igrzysk śmierci" możemy spodziewać się inwazji filmów o dzieciakach walczących o lepsze jutro świata. Ale jeszcze parę lat temu obrazy o podobnej tematyce były kompletnie ignorowane przez szeroką publiczność i przemysł kinowy. Remake "Czerwonego świtu" zrealizowany ze 4 lata temu do dziś nie doczekał się premiery. Zaś "Jutro. Jak wybuchnie wojna" miało być australijskim produktem eksportowym. A poza rodzimą widownią nikt go raczej nie obejrzał.
W tym przypadku jednak winę ponosi w dużej mierze twórca filmu Stuart Beattie. "Jutro. Jak wybuchnie wojna" jest adaptacją pierwszego tomu serii Johna Marsdena. Jej bohaterami jest grupa nastolatków, którzy wybrali się na weekend w dzikie ostępy. Kiedy wrócili, zastali zniszczone domy, uwięzione rodziny i obce wojska, które dokonały inwazji na Australię. Młodzież jednak nie poddaje się i staje do partyzanckiej walki z najeźdźcą.
Problemem filmu jest podejście do niego Stuarta Beattiego. Wydaje się, że najlepszym rozwiązaniem byłoby skondensowanie fabuły dwóch pierwszych tomów do jednego filmu. Historia pokazana w "Jak wybuchnie wojna" jest bowiem straszliwie rozwodniona i niewiele istotnych rzeczy się tu dzieje. Spowolniona narracja może się sprawdzić, ale tylko kiedy towarzyszy jej artystyczna estetyka, co najlepiej udowadniają "Igrzyska śmierci". Niestety Beattie stosuje bardzo ograniczoną paletę chwytów zdjęciowo-montażowych przez co całość wygląda jakby była kręcona w połowie lat 80. W rezultacie film jest najzwyczajniej w świecie nudny i głupi.
Ocena: 5
Zauważyłem, że filmy które Ty oceniasz na 5 jestem gotów obejrzeć. Ale najczęściej są to takie filmy na raz. Te którym dajesz 6, faktycznie są ciekawe. 7+ zobaczyć trzeba koniecznie.
OdpowiedzUsuńMiło mi, jeśli moje oceny są dla Ciebie jakąś pomocą
OdpowiedzUsuńDla mnie 5 to nie jest zła ocena. To po prostu film, którego obejrzenia nie żałuję, ale którego raczej nie zapamiętam