Hesher (2010)
Łatwo jest udawać twardziela, pokazywać światu plecy z wytatuowanym uniwersalnym znakiem "odpieprzcie się". Trudniej być naprawdę twardym, kiedy życie daje w kość, kiedy jedyne, na czym możemy się skupić to nasz własny ból, a przecież są ludzie wokół, których nie możemy ignorować.
TJ, to chłopak, który stracił matkę. Potrzebuje teraz ojca jak nigdy dotąd, ale ten pogrążony jest w rozpaczy tak głębokiej, że nie ma sił, by zajmować się synem. Zresztą TJ też nie bardzo potrafi zrozumieć ojca, wymaga od niego rzeczy, których sam nie jest w stanie dać. Ich mieszkanie, a raczej babci, to smutne siedlisko żałoby i bólu. I to właśnie tam trafia Hesher. Chłopak wygląda na włóczykija. Zdaje się być osobowością destrukcyjną, wprowadzającą chaos wszędzie tam, gdzie się pojawi. A jednak za tą brudną i arogancką powierzchownością kryje się prawdziwa troska i potrzeba bliskości. W TJ-u rozpoznaje bratnią duszę i z nieznanych nam powodów postanawia wyprowadzić go na prostą.
"Hesher" to niezależny komediodramat, który w zasadzie można odczytywać jako wariację na temat popularnego w amerykańskim kinie i telewizji motywu anioła pomagającego potrzebującym. Hesher jest postacią bez przeszłości. Nic o nim nie wiemy, a jego opowieści też wydają się mieć niewiele wspólnego z faktami. Zamiast tego są raczej przypowieściami, za którymi kryje się życiowa mądrość. Dlatego też łatwo można uznać go za swoistego anioła, który incognito pojawia się i znika tam, gdzie tylko zajdzie taka potrzeba. Wzorzec fabularny jest oczywisty, jednak ponieważ Hesher pozostaje postacią niejednoznaczną, całość nabiera ambiwalentnego charakteru, a przez to jest ciekawsza.
Plus za Portman w roli dziewczyny będącej chodzącym nieszczęściem.
Ocena: 6
Cieszę się, że mamy podobne zdanie o tym filmie. I że ty również widzisz w głownym bohaterze anioła, a nie tylko brudasa :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem Twoją opinię. Trochę ostro obchodzisz się z JGL. Mnie wydawał się dobrze pasować do roli. A anioł, to pierwsza rzecz, która mi się skojarzyła z jego postacią :)
OdpowiedzUsuńHm, ja rówież przeleciałam wzrokiem ją jeszcze raz i faktycznie, chyba trochę pomieszały mi się postaci bohatera z aktorem :) Sama nie wiem, po czasie, dlaczego byłam tak trochę surowa dla JGL, może dlatego, że zbyt pospieszyłam się z pisaniem i za obszernie. Ach, jakbym chciała pisać tak jak ty. :) Serio.
OdpowiedzUsuńA co jest złego w tym, jak piszesz? Mnie się podoba. Może i czasem mam odmienne zdanie, ale czasami Twoje uwagi i punkt widzenia jest stymulujący.
OdpowiedzUsuń