2:37 (2006)
Film zaczyna się od walenia w
zamknięte drzwi i krwi wypływającej spod nich. Wybucha chaos i
przerażenie. Po 15 minutach staje się jasne, że jest to
najdziwniejsza scena w całym filmie. Patrząc na liczbę i wagę
problemów uczniów liceum, można byłoby się spodziewać, że
średnio raz na tydzień ktoś popełnia tam samobójstwo i że
działania związane z nimi są rutynowym zachowaniem. Ja wszystko
rozumiem, ale twórcy naprawdę przesadzili z liczbą problemów.
Niektórzy z bohaterów mają pecha, bowiem pokarani zostali kilkoma
przywarami, które czynią z ich codziennego życia piekło. Jest
tego tak dużo, że zamiast wzmacniać przesłanie filmu, osłabia
poszczególne problemy i na większość tego, co przydarza się
bohaterom reagowałem wzruszeniem ramion.
Za to podobała mi się sama narracja.
To zwijanie kłębka kilku splecionych linii. "2:37"
postało w apogeum mody na wielowątkowe fabuły i w pełni z tego
korzysta. Podobało mi się to płynne przeskakiwanie z bohatera na
bohatera. Powracanie do zdarzeń już rozegranych, ale teraz albo
wychodzących na pierwszy plan albo też będących tłem innych
wydarzeń.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz