Total Recall (2012)
Doświadczenie uczy, że kiedy film ma więcej niż dwóch scenarzystów, to nie może być dobry. A "Pamięć absolutna" wylicza ich w napisach aż pięciu (więc zapewne drugie tyle nie spełniło wymogów WGA i nie zostali włączeni). Dlatego też byłem rozczarowany, kiedy okazało się, że nie jest to aż tak zły film, jak to liczba "kucharek" sugerowała. Niestety jeszcze bardziej rozczarowało mnie to, że film ma równie niewiele wspólnego z opowiadaniem Dicka, co film Verhoevena.
Tak. "Pamięć absolutna" Wisemana nie jest bowiem nową adaptacją prozy Dicka, a remakem – i to dość wiernym – "Pamięci absolutnej" sprzed 22 lat. Paradoksalnie jednak w tym tkwi siła filmu. Wiseman i spółka pozostając wierni oryginałowi jednocześnie wszystko postawili na głowie. Dzięki temu udało się poprawić liczne błędy filmu Verhoevena. Oryginalna "Pamięć absolutna" była fajną produkcją rozrywkową, brutalną ale jednak mocno infantylną. Tu co prawda brutalności jest mniej, za to całość ma więcej sensu, a bohaterowie, zwłaszcza na drugim czy trzecim planie, mają sporo oleju w głowie. Widać to chociażby w scenie w Recall, kiedy nalegają na przeprowadzenie diagnostyki pamięci, a nie działają z radosną ignorancją konsekwencji.
Spodobało mi się również to, jak bardzo świadomi oryginału są twórcy. Dzięki temu chwilami nowa "Pamięć absolutna" sprawia wrażenie, jakby nie była remakem, a raczej sequelem (jak coś takiego nazwać? semakem?). Podobało mi się również to, co wniósł do scenariusza Kurt Wimmer, czyli wszystkie te zapożyczenia z innych widowisk SF. Skorzystał tu z tego samego patentu, który z powodzeniem wykorzystał w "Equilibrium". Jednak o ile tamten film był Wielką Księgą Cytatów, tu, przez fakt, że jego pomysły zostały rozwodnione w pomysłach pozostałych scenarzystów, mamy raczej do czynienia z kieszonkowym zeszytem aforyzmów.
Mój największy zarzut do filmu, to brak napięcia. Przez swoją wierność oryginałowi nie ma w tym filmie żadnej niespodzianki, od początku do końca wiadomo z grubsza, jak potoczy się historia. A skoro tak, to raczej trudno jest się ekscytować losami bohaterów i wszystko, co się im przytrafia było mi kompletnie obojętne. Pozostała więc tylko cała otoczka, scenografia, wizja świata niedalekiej przyszłości. Nie jest to wizja zbyt oryginalna, a twórcy poza domkami z kart niewiele nam pokazują, więc i to szybko zaczyna nudzić. Na szczęście Colin Farrell wygląda tu bardzo pozytywnie (jak na razie fajnie się starzeje), a Kate Beckinsale jest super suką. Wiseman doskonale wie, jak pokazać żonę z najlepszej strony. To chyba najlepsza rola Beckinsale w dużej produkcji. Za to żal mi Billa Nighy'ego. Jego dyskusja z bohaterem na temat tożsamości jest najgorszym momentem całego filmu i przywodzi na myśl żenujący pomysł z Architektem z "Matrixów".
Ocena: 5
Ps. Ciekawe, czy na DVD pokażą sceny z Ethanem Hawke'em. Szczerze mówiąc nie bardzo wyobrażam sobie, gdzie mieliby go dać.
Komentarze
Prześlij komentarz