The Trotsky (2009)


No tak. Trochę dziwnie ogląda się całkiem przyjemną komedyjkę, kiedy jej bohaterem jest jeden z twórców krwawego terroru XX wieku. To, że stał się ofiarą Stalina wcale go nie wybiela, oznacza jedynie tyle, że przegrał walkę o władzę. Tu tymczasem staje się symbolem przebudzenia młodzieży z marazmu, postacią niosącą nadzieję tym, którzy zapomnieli, czym jest walczyć o swoje. Po tym filmie pozostaje mi tylko jedno pytanie bez odpowiedzi: kiedy podobnym pokoleniowym idolem stanie się Bin Laden.


Z drugiej strony rozumiem, dlaczego twórcy wybrali akurat Trockiego. Główny bohater reprezentuje bowiem desperację współczesnego pokolenia nastolatków, późnych dzieci lub wczesnych wnuków eks-hipisów. Rok '68 w zachodniej kulturze jest symbolem ostatniego wielkiego ruchu młodzieży, po którym – przynajmniej w popularnej opinii – nie było już niczego, bo młodzieży przestało zależeć (choć i protesty alterglobalistów sprzed paru lat oraz ruch OWS sprzed roku są jawnym jej zaprzeczeniem). Leon/Lew nie jest jednym z nich, jemu zależy, ale biorąc pod uwagę warunki w jakich żyje, jego bunt zdaje się pozbawiony sensu, a to sprawia, że czuje się zdesperowany, postawiony w sytuacji bez wyjścia. A jak wiadomo zdesperowany człowiek nie jest wybredny i sięgnie po każde narzędzie, które oferuje choć cień szansy na spełnienie swych pragnień. Dla muzułmanów tym czymś stały się samobójcze zamachy bombowe. Dla bohatera film jest nim życie Trockiego.

Sama fabuła to niezależny standard. Pełno tu mniejszych lub większych dziwaków, którzy nie tylko są nieszkodliwi, ale wręcz stają się niezbędnym elementem życia społecznego. To oni bowiem pilnują, by mury codzienności nie skostniały w tłamszącą indywidualizm klatkę. Jeśli zapomni się o biografii Trockiego, wtedy jest to nawet całkiem przyjemny filmik, choć oczywiście bardzo wtóry.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)