End of Watch (2012)
David Ayer zaczynał swoją karierę od scenariusza "Dnia próby". Teraz postanowił wrócić do tego temu i pokazać, jak on – po latach doświadczeń w Hollywood – nakręciłby film o policjantach z Los Angeles. I cóż, wcale nie wypada lepiej od Antoine'a Fuquy.
Film zaczyna się od strzelaniny, która ustawia cały film. Bohaterami są pewni siebie policjanci: zadziorni, zachowujący się z brawurą i czarujący w swoim przyjacielskim przywiązaniu do siebie nawzajem. Główny wątek fabularny jest jednak dość przeciętny i przewidywalny. A jego zakończenie można uznać za mocno rasistowskie.
To, co wypada ciekawiej, to tło, obraz miasta. Los Angeles ukazane jest tutaj jako miejsce znajdujące się w punkcie zwrotnym. Stopniowo, wcale nie tak niepostrzeżenie, odbywa się latynoska rekonkwista. Dokonywana jest rękami przestępców, członków gangów i karteli, ale i służb pilnujących prawa i porządku. Hiszpański staje się językiem równoprawnym do angielskiego. I ci, którzy zignorują te sygnały ostrzegawcze, czynią to na swoją własną odpowiedzialność.
"Bogowie ulicy" mogą pochwalić się całkiem dobrą grą aktorską. Gyllenhaal i Peña tworzą zgrabny duet, dzięki czemu stworzyli jedną z najlepszych w ostatnim czasie par kumpelskich w filmie niekomediowym. Fajna jest też ścieżka muzyczna, choć jak na mój gust mogła być trochę bardziej eklektycznie latynoska.
Ocena: 6
Kurde, rzeczywiście :) Taką petardę na szósteczkę? :D
OdpowiedzUsuńi szczerze mówiąc dziś już niewiele z niego pamiętam
OdpowiedzUsuń