Footloose (2011)
Filmy o młodzieży takie jak "Fame" czy "Footloose" powinny mieć ustawowy nakaz remake'owania co 20-25 lat. Porównując kolejne wersje bardzo łatwo można zobaczyć, jak zmieniło się społeczeństwo, postawy i estetyczna wrażliwość.
Nowe "Footloose" mocno podnosi stawkę jeśli chodzi o dramaty przeżywane przez bohaterów. Twórcy mocno koncentrują się na kryzysie ekonomicznym i osobistych tragediach. To, co w oryginale z '84 było pretekstem, tu staje się wręcz siłą napędową. Ariel jest też tutaj o wiele odważniejsza w przekraczaniu granicy między córką pastora a dziką nastolatką. Sceny tańca z początkowych partii filmu są tez przeerotyzowane. Wszystko to jest potrzebne twórcy, by wzmocnić końcowe przesłanie. Kiedy widzimy na potańcówce grzeczne pary tańczące wolnego i przypomnimy sobie, jak wywijali biodrami godzinę wcześniej, wtedy okaże się, że nowe "Footloose" to przede wszystkim opowieść o niewinności. Swoboda, bunt poszły już tak daleko, że nastolatkom nie zostało tak naprawdę nic z prostoty. I właśnie przez to stała się ona na tyle egzotyczna, że z jednej strony przeraża, a z drugiej strony jest czymś, za czym się tęskni. Pewnie wstyd jest się do tego przyznać, ale to nie znaczy, że gdzieś tam jest to obecne. A może nie? W końcu film się nie sprzedał za dobrze.
A co do Kenny'ego Wormalda. Cóż, moim zdaniem nie ma w sobie tego potencjału i aktorskiego ognia, jaki miał młody Kevin Bacon. Jakoś nie widzę go ze Złotym Globem.
Ocena: 6
Stary Footloose był bardzo... bardzo dobry. Ci którzy byli pod wrażeniem pierwotnej wersji, na pewno obejrzą i tą obecną. Ja w każdym bądź razie zapisuję się jako chętny do obejrzenia.
OdpowiedzUsuńOryginał mi się bardziej podoba. Ale nie wiem, czy przypadkiem nie przemawia przeze mnie sentyment. W końcu tamtą wersję oglądałem jako dzieciak. A wtedy jednak inaczej patrzy się na kino.
OdpowiedzUsuń"Footloose" z Baconenm widziałam, podobało się, ale bez większych wrażeń, chyba miałam już wtedy inne problemy :) Nowego na pewno zobaczę, nawet z ciekawości. Nie znoszę remake'ów, sequeli ani prequeli - sztuczne twory robione tylko po to, żeby zrobić kasę.
OdpowiedzUsuńMnie tam remaki nie przeszkadzają (chyba że dotyczą naprawdę kochanych przeze mnie filmów). Za to mam niezły ubaw, za każdym razem, kiedy słyszę ludzi narzekających na remaki na przykład "Człowieka z blizną" zapominając (a może w ogóle nie wiedząc), że przecież film z Pacino jest... remake'em (swoją drogą należę do tej nielicznej grupy, która woli wersję z '32)
OdpowiedzUsuńNo dobrze, dobrze, niech sobie je robią, dla tych, np. którzy nie znają oryginałów, tak jak w moim przypadku jeśli chodzi o "Czlowieka z blizną". Mam nadzieję, że się nie zerwałeś ze śmiechu? Przed świętami to bardzo niewskazane. :)
OdpowiedzUsuńOch, w moim przypadku śmiech przed świętami jest jak najbardziej wskazany. nie cierpię rodzinnych spędów, więc cenię wszystko, co mi ten czas ułatwia. zatem dzięki wielkie :)
OdpowiedzUsuń