Le départ (1967)
Stary Skolimowski zdecydowanie nie jest w moim guście, ale chciałem się przekonać, czy podobnie jest z rzeczami, które kręcił dawno temu. I kiedy pojawiła się okazja, żeby zobaczyć jego pierwszy zagraniczny film, do tego nagrodzony w Berlinie, to skorzystałem z niej. I tak przekonałem się, że młody Skolimowski też nie jest w moim guście.
Zupełnie nie mogłem kupić konwencji "Le départ". Jak dla mnie była to krzyżówka koncertu jazzowego z Bennym Hillem. Mieszanka dziwaczna i absurdalna, ale akurat nie tego rodzaju, który lubię. Przedziwny był też główny bohater. Infantylny, najwyraźniej cierpiący na ADHD i zaburzenia emocjonalne, nieustannie wrzeszczący, nie potrafiący zachować się wobec kobiet, a jednocześnie czarujący, kiedy chce. Nie wydawał się zbyt dobrym materiałem na postać wokół której buduje się cały film. Lepiej funkcjonowałby w szpitalu psychiatrycznym na lekach uspokajających.
Sama fabuła wydaje się zaś jedynie pretekstem dla nakręcenia filmu, ale nie czuje się, by Skolimowski na serio myślał o tym, aby opowiedzieć coś konkretnego. Zamiast tego bawi się formą. Jazzuje, wykorzystując obraz i postaci. Niektóre pomysły są nawet fajne (jak scena jazdy samochodem). Niektóre sekwencje montażowe całkiem sprytne i chwilami zabawne (pokaz strojów plażowych przeplatany scenami gapiących się starych bab). Ale za dużo w tym chaosu i nieukierunkowanego entuzjazmu. Koniec końców to nie moja para kaloszy.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz