Nuit blanche (2011)
Tego to się zupełnie nie spodziewałem. Owszem, liczyłem na kolejny solidny film sensacyjny znad Sekwany, bo Francuzi ostatnio w gatunku tym ścigają się o pierwsze miejsce ze Skandynawami zostawiając daleko w tyle Amerykanów, ale to było o wiele lepsze! Jardin udowodnił to, o czym wiedzą chyba wszyscy poza Hollywood, że dobrej historii nie trzeba podrasowywać. Sama się broni.
Wszystko w "Białej nocy" pachnie wtórnością na kilometr. Glina, który traci kontakt z rodziną. Mafia, która porywa mu syna. Skorumpowania lub nadgorliwi policjanci, którzy wchodzą mu w paradę. A nad wszystkim wisi ograniczenie w postaci czasu i publicznej przestrzeni.
W "Białej nocy" jednak te elementy zostały zestawione w doskonałą całość. Zwycięstwo Jardinowi zapewniła umiejętność prowadzenia filmowej narracji, świetne wyczucie tempa i doskonały montaż. Banalnymi sztuczkami filmowymi trzyma widza w napięciu, maskuje braki w scenariuszu i zapewnia sporą dawkę emocji tam, gdzie 3/4 reżyserów wyłożyłaby się na łopatki. Do tego Tomer Sisley stworzył fajną kreację, doskonale wpisując się w kanon kina akcji. Pochwaliłbym też zdjęcia, ale czasami operator przekraczał granicę efekciarstwa.
Ciekawe, czy Amerykanie już kupili prawa do remake'u?
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz