The Sessions (2012)
"Sesje" mają wszystko, co powinien mieć dobrze skrojony niezależny film amerykański: niebanalnych bohaterów, ciepły humor połączony z poważnym tematem i pomysłową fabułę. A jednak nie potrafiłem się w pełni do niego przekonać. Miałem wrażenie, że jest to film sztuczny, nieszczery, zrobiony na zamówienie, żeby zdjąć stygmat tabu z seksu ludzi niepełnosprawnych. Nie pomaga również fakt, że w tym roku widziałem "Nietykalnych". "Sesje" nie wytrzymują porównania, wypadając bardzo blado.
Choć "Sesje" inspirowane są prawdziwymi wydarzeniami, trudno przychodzi mi uwierzyć w to, że mam do czynienia z bohaterami, którzy są ludźmi z krwi i kości. Obraz Bena Lewina jest zbyt wykalkulowany i przeintelektualizowany. Za mało jest w nim autentycznych uczuć. Do tego wszystkiego reżyser tak bardzo zafiksowany jest seksem, że nie zauważa innych tematów, od jakich roi się jego film. Stąd większość postaci potraktowana jest po macoszemu, a ich losy są zarysowane o tyle o ile wspierają główny wątek.
Pozostaje więc aktorstwo. Hawkes jest prawdziwym kameleonem. Hunt zaś wykazała się odwagą, która w kinie europejskim jest czymś normalnym, ale w Hollywood wciąż się rzadko zdarza (przez co "Sesję" ogląda się trochę jak proces wyważania otwartych drzwi).
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz