Morgan (2012)
Kiedy film się zaczął, byłem pełen jak najgorszych przeczuć. Wszystko wskazywało na to, że czeka mnie chorobliwie ckliwa i namolna romantyczna powiastka. Obaj bohaterowie noszą piętna tragedii, ale jedna piłka wystarcza, by się zakochali. A potem jest cała seria scen pod tytułem "żyli długo i szczęśliwie". Na szczęście moje obawy nie spełniły się. Twórcy pozytywnie mnie zaskoczyli zrozumieniem, że w przypadku uczuć droga na skróty nie istniej (scena ze zwiastuna o wyparciu problemu, w filmie się nie pojawia).
I tak "Morgan" to naprawdę inteligentne kino opowiadające o trudnym procesie dochodzenia do siebie po tragedii. Morgan na początku filmu wydaje sobie radzić z własnym kalectwem zaskakująco dobrze. Dean z kolei zdaje się bezrefleksyjnie skakać z roli opiekuńczego syna do roli opiekuńczego kochanka. Wszystko jest tak idealne, że nawet w filmie romantycznym byłoby uznane za perwersję. I ta bańka iluzji musi pęknąć. Bohaterowie muszą zmierzyć się z ciążącymi na ich barkach problemami. Muszą zamknąć przeszłość i zrozumieć, że przyszłość będzie inna, ale to nie znaczy, że musi być mniej satysfakcjonujący.
Ocena byłaby wyższa, gdyby nie problem z wykonaniem. Chwilami miałem wrażenie, że twórcy za bardzo się śpieszą, poganiają wydarzenia, które muszą dojrzeć, zanim wydadzą owoce. Przypomina to trochę problem majsterkowicza, który chce zrobić dziurę w ścianie, więc niewiele myśląc spuszcza bombę atomową.
Niemniej jednak, biorąc pod uwagę moje obawy z początku seansu, film zakończyłem nastrojony pozytywnie.
Ocena: 5
mam proste pytanie, gdzie oglądałeś ten film czekam na jego premierę i nic, tylko na tla oglądałem zwiastun
OdpowiedzUsuńKupiłem na DVD
OdpowiedzUsuń