Flight (2012)
Z reżyserowaniem nie jest jak z jazdą na rowerze. Nieużywana, ta umiejętność obumiera i trzeba jej się uczyć od nowa. Od ostatniego aktorskiego filmu Zemeckisa minęło ponad 10 lat i to niestety widać.
Pod wieloma względami "Lot" wygląda jak dzieło debiutanta. Wszystko jest tu zbyt oczywiste, podane ładnie na tacy. Reżyser nie pozostawia prawie w ogóle miejsca na grę aktorską. Nie wystarczyło mu to, że scenarzysta wkłada w usta bohaterów oczywiste dyrdymały, jak teksty o Bogu, kłamstwach alkoholików, czy nawet temat eseju, jaki pisze syn głównego bohatera. Najgorsze są jednak piosenki, które Zemeckis dobrał według beznadziejnego klucza powtarzania tego, co oczywiste. Stąd rzecz jasna, kiedy Nicole wstrzykuje sobie narkotyki, to w tle leci piosenka "Red Hot Chili Peppers". I tak jest ze wszystkim.
"Lot" mógł być ciekawym, a nawet przewrotnym filmem. Zemeckis mógł przecież zadać pytanie, czy gdyby Whip nie był tego dnia pijany, to czy podjąłby się tak niebezpiecznego manewru i uratował wszystkich. Ale nie, Zemeckis idzie dobrze wydeptaną ścieżką przez filmowców opowiadających o uzależnieniu. A dodanie do tego wykładu o szanowaniu życia, jaki wygłasza umierający na raka, to był już chwyt poniżej pasa.
To, że film się mimo wszystko broni, jest wyłącznie zasługą Denzela Washingtona i Kelly Reilly. Stworzyli oni, mimo wszystkich kłód rzucanych przez reżysera i scenarzystą, ciekawe i wyraziste role. Tylko oni sprawili, że całość da się wytrzymać (a nie jest to film krótki).
Ocena: 5
Pod wieloma względami "Lot" wygląda jak dzieło debiutanta. Wszystko jest tu zbyt oczywiste, podane ładnie na tacy. Reżyser nie pozostawia prawie w ogóle miejsca na grę aktorską. Nie wystarczyło mu to, że scenarzysta wkłada w usta bohaterów oczywiste dyrdymały, jak teksty o Bogu, kłamstwach alkoholików, czy nawet temat eseju, jaki pisze syn głównego bohatera. Najgorsze są jednak piosenki, które Zemeckis dobrał według beznadziejnego klucza powtarzania tego, co oczywiste. Stąd rzecz jasna, kiedy Nicole wstrzykuje sobie narkotyki, to w tle leci piosenka "Red Hot Chili Peppers". I tak jest ze wszystkim.
"Lot" mógł być ciekawym, a nawet przewrotnym filmem. Zemeckis mógł przecież zadać pytanie, czy gdyby Whip nie był tego dnia pijany, to czy podjąłby się tak niebezpiecznego manewru i uratował wszystkich. Ale nie, Zemeckis idzie dobrze wydeptaną ścieżką przez filmowców opowiadających o uzależnieniu. A dodanie do tego wykładu o szanowaniu życia, jaki wygłasza umierający na raka, to był już chwyt poniżej pasa.
To, że film się mimo wszystko broni, jest wyłącznie zasługą Denzela Washingtona i Kelly Reilly. Stworzyli oni, mimo wszystkich kłód rzucanych przez reżysera i scenarzystą, ciekawe i wyraziste role. Tylko oni sprawili, że całość da się wytrzymać (a nie jest to film krótki).
Ocena: 5
Racja. Bez rewelacji, a mogło być lepiej.
OdpowiedzUsuń