28 Hotel Rooms (2012)
Miłość jest jak szpara na powierzchni rzeczywistości, w którą wpadamy zupełnie przez przypadek. To przestrzeń pomiędzy zwyczajnym życiem, fantazja i właśnie to sprawia, że miłość działa jak narkotyk, intensyfikuje przeżycia. I choć jest tylko wyrwą w codzienności, to przez fakt, że jest czasem szczęśliwości, ludziom to nie wystarcza. Bo pragną bliskości. Bo pragną dzielić się uczuciem. Bo pragną więcej, więcej, więcej. A kiedy pęknięcie się rozrasta, wpływa na codzienność, która jest gdzieś, tam, daleko, zaczynają się schody. I o tym, jakże pięknie, opowiedział Matt Ross.
"28 Hotel Rooms" przypomina mi "W łóżku" Matíasa Bize i "Brokeback Mountain" (nowelę, nie film). Dwójka bohaterów, anonimowa przestrzeń hotelowych pokoi i zmysłowe tango pragnień i pragmatyzmu. Między Chrisem Messiną (w końcu widzę go w głównej roli!) i Marin Ireland czuje się prawdziwą chemię. Dzięki nim i cudownym zdjęciom udało się twórcom przeniknąć do intymnego świata czegoś tak nieuchwytnego jak emocjonalna relacja i przekazać wszytko i ból i radość i nadzieję i niepokój widzom.
Brawo!
Ocena: 7
Ps. Zazwyczaj lubię oglądać dodatki na płytach, dla mnie właśnie w nich tkwi cały sens kupowania płyt DVD. Ale w tym przypadku jakoś nie mogłem się przemóc. Owszem, sceny usunięte ujawniają proces twórczy. Ale te wszystkie wariacje historii, które zostały odrzucone, skrzywiały to, co mi się spodobało i przez to nie czułem się oglądając sceny usunięte zbyt komfortowo. Dziwne uczucie.
"28 Hotel Rooms" przypomina mi "W łóżku" Matíasa Bize i "Brokeback Mountain" (nowelę, nie film). Dwójka bohaterów, anonimowa przestrzeń hotelowych pokoi i zmysłowe tango pragnień i pragmatyzmu. Między Chrisem Messiną (w końcu widzę go w głównej roli!) i Marin Ireland czuje się prawdziwą chemię. Dzięki nim i cudownym zdjęciom udało się twórcom przeniknąć do intymnego świata czegoś tak nieuchwytnego jak emocjonalna relacja i przekazać wszytko i ból i radość i nadzieję i niepokój widzom.
Brawo!
Ocena: 7
Ps. Zazwyczaj lubię oglądać dodatki na płytach, dla mnie właśnie w nich tkwi cały sens kupowania płyt DVD. Ale w tym przypadku jakoś nie mogłem się przemóc. Owszem, sceny usunięte ujawniają proces twórczy. Ale te wszystkie wariacje historii, które zostały odrzucone, skrzywiały to, co mi się spodobało i przez to nie czułem się oglądając sceny usunięte zbyt komfortowo. Dziwne uczucie.
Komentarze
Prześlij komentarz