I Want Your Love (2012)
Parę lat temu po raz pierwszy zetknąłem się z nazwiskiem Travisa Mathewsa. I nie zdziwiło mnie to, że wkrótce potem zaczęło być o nim głośno, że kręcił z Jamesem Franco i trafił na festiwalowe salony w Sundance i Berlinie. Krótkometrażówka "I Want Your Love" naprawdę pozytywnie mnie zaskoczyła tym, jak sprawnie udało się Mathewsowi połączyć hardcore'owe sceny seksu z autentyczną intymnością i prawdą o międzyludzkich relacjach.
Niestety od tamtej pory mój entuzjazm wobec reżysera stopniowo słabnie, bo nie widzę żadnego artystycznego rozwoju. Pełnometrażowa wersja "I Want Your Love" jest tego najlepszym przykładem. De facto jest to nieco bardziej fabularyzowana wersja berlińskiej edycji "In Your Room". Mathews wciąż myśli kategoriami krótkometrażowych epizodów i seksu. W rezultacie film nie klei się, brakuje w nim myśli przewodniej (chyba że ma nią być przesłanie, że jeśli myślisz o porzuceniu San Francisco na rzecz Ohio, to przygotuj się na seksualne niespełnienie, bo jedynym bohaterem, który nic z kontaktów seksualnych nie ma jest Jesse, nominalnie główny bohater i łącznik z krótkometrażówką).
Guardian, New York Times i inni mogą widzieć w tym filmie novum, ale najwyraźniej nie zapoznali się z wcześniejszą twórczością Mathewsa. Ja już przy "Berlinie" byłem zmęczony powtórką z rozrywki, ale jeszcze dawałem mu szansę. A teraz, to wcale nie jestem pewien, czy chcę zobaczyć filmik z Franco czy też londyńską część "In Their Room". Jestem przekonany, że mogę je bowiem opisać bez oglądania. Obawiam się, że reżyser nie ma mi nic więcej do zaoferowania.
A przecież "I Want Your Love" miało naprawdę wielki potencjał. Scena, kiedy Jesse i Ben się spotykają albo kiedy Ben mówi Brontezowi, że nie wie, dlaczego wcześniej nie zostali przyjaciółmi: jest w tym potężna dawka prawdy i emocji. W tych momentach podoba mi się bardziej niż wychwalany przez wielu "Weekend". Ale są to chwile dobre dla krótkiego metrażu. Pełnometrażowa fabuła potrzebuje czegoś więcej. Mathews jak na razie tego najwyraźniej nie zrozumiał.
Ocena: 5
Niestety od tamtej pory mój entuzjazm wobec reżysera stopniowo słabnie, bo nie widzę żadnego artystycznego rozwoju. Pełnometrażowa wersja "I Want Your Love" jest tego najlepszym przykładem. De facto jest to nieco bardziej fabularyzowana wersja berlińskiej edycji "In Your Room". Mathews wciąż myśli kategoriami krótkometrażowych epizodów i seksu. W rezultacie film nie klei się, brakuje w nim myśli przewodniej (chyba że ma nią być przesłanie, że jeśli myślisz o porzuceniu San Francisco na rzecz Ohio, to przygotuj się na seksualne niespełnienie, bo jedynym bohaterem, który nic z kontaktów seksualnych nie ma jest Jesse, nominalnie główny bohater i łącznik z krótkometrażówką).
Guardian, New York Times i inni mogą widzieć w tym filmie novum, ale najwyraźniej nie zapoznali się z wcześniejszą twórczością Mathewsa. Ja już przy "Berlinie" byłem zmęczony powtórką z rozrywki, ale jeszcze dawałem mu szansę. A teraz, to wcale nie jestem pewien, czy chcę zobaczyć filmik z Franco czy też londyńską część "In Their Room". Jestem przekonany, że mogę je bowiem opisać bez oglądania. Obawiam się, że reżyser nie ma mi nic więcej do zaoferowania.
A przecież "I Want Your Love" miało naprawdę wielki potencjał. Scena, kiedy Jesse i Ben się spotykają albo kiedy Ben mówi Brontezowi, że nie wie, dlaczego wcześniej nie zostali przyjaciółmi: jest w tym potężna dawka prawdy i emocji. W tych momentach podoba mi się bardziej niż wychwalany przez wielu "Weekend". Ale są to chwile dobre dla krótkiego metrażu. Pełnometrażowa fabuła potrzebuje czegoś więcej. Mathews jak na razie tego najwyraźniej nie zrozumiał.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz