The Last Exorcism Part II (2013)
W naszym kręgu cywilizacyjnym istnieje dość silnie zakorzeniony model wiązania się mężczyzn i kobiet w pary. Zgodnie z nim mężczyzna jest stroną aktywną, zabiegającą, a kobieta stroną pasywną, czekającą, aż mężczyzna zasłuży na jej rękę (!!!). Model ten funkcjonuje w dwóch postaciach. W pierwszej ("księżniczka w wieży") kobieta jest chętna, ale świat jest przeciw, więc mężczyzna musi pokonać tych, którzy stoją na drodze ich szczęścia. W drugiej kobieta początkowo odrzuca awanse zalotnika, ale ten nie poddaje się, swoim uporem i niezłomnością przekonuje ukochaną, że miała o nim złe zdanie, że razem będą szczęśliwi.
Obie wersje stanowią podstawę najpiękniejszych i najbardziej znanych historii miłosnych. Nie ma na świecie (a przynajmniej w naszym kręgu kulturowym) dziewczyny, która nie marzyłaby chociaż raz o rycerzu w lśniącej zbroi czy zalotniku, nie ma też chłopaka, który nie pragnąłby popisać się przed dziewczyną robiąc dla niej największą nawet głupotę. Ale czy rzeczywiście jest to tak piękny model miłości, jak się nam wydaje? W bardzo przewrotny sposób próbują nam na to odpowiedzieć twórcy drugiej części "Ostatniego egzorcyzmu".
Oto mamy ogarniętego miłosną gorączką Abaloma. Niestety cały świat zdaje się sprzeciwiać jego związkowi z młodą Nell. Dziewczyna zostaje zamknięta w zamku pilnowanym przez ateistycznego stróża, który próbuje przekonać Nell, że Abalom w ogóle nie istnieje, że był wytworem jej wyobraźni. Inne mieszkanki domostwa otwierają przed Nell drzwi do bardziej przyziemnych rozkoszy, pojawia się nawet konkurent o rękę. Zrozpaczony Abalom jednak tak bardzo kocha Nell, że zrobi wszystko, by odbić jej serce. Swoim działaniem chce udowodnić szczerość intencji, udowadnia, że dla niej poruszy niebo i ziemię, odda jej wszystko, uczyni z niej prawdziwą królową, jaką w jego oczach jest... To się nazywa miłość! Piękne, prawda? Tyle że widziane z perspektywy Nell wcale nie wygląda to tak wspaniale. Jest raczej koszmarem, z którego nie można się uwolnić.
Na poziomie czysto koncepcyjnym "Ostatni egzorcyzm. Część 2" wypada nieźle. Niestety, kiedy przyszło do realizacji, coś poszło straszliwie nie tak. Film ogląda się raczej jak parodię "Zmierzchu". Jeszcze na początku miałem nadzieję, że całość utrzyma przynajmniej przyzwoity poziom, choć od pierwszych minut pojawiały się znaki, że będzie inaczej. Wraz z upływem czasu robiło się jednak coraz bardziej absurdalnie. A kiedy pada nazwa Zakonu Prawej Ręki, nie dało się już inaczej zareagować, jak wybuchem śmiechu. Od tego momentu jest to już niezamierzenie jeden z najzabawniejszych filmów, jakie widziałem w tym roku. Dawno już tak nie płakałem ze śmiechu w kinie (nie na komedii). Jestem pełen podziwu dla aktorek, które z poważną miną były w stanie wypowiadać kretynizmy. Szmira totalna.
Ocena: 3
Obie wersje stanowią podstawę najpiękniejszych i najbardziej znanych historii miłosnych. Nie ma na świecie (a przynajmniej w naszym kręgu kulturowym) dziewczyny, która nie marzyłaby chociaż raz o rycerzu w lśniącej zbroi czy zalotniku, nie ma też chłopaka, który nie pragnąłby popisać się przed dziewczyną robiąc dla niej największą nawet głupotę. Ale czy rzeczywiście jest to tak piękny model miłości, jak się nam wydaje? W bardzo przewrotny sposób próbują nam na to odpowiedzieć twórcy drugiej części "Ostatniego egzorcyzmu".
Oto mamy ogarniętego miłosną gorączką Abaloma. Niestety cały świat zdaje się sprzeciwiać jego związkowi z młodą Nell. Dziewczyna zostaje zamknięta w zamku pilnowanym przez ateistycznego stróża, który próbuje przekonać Nell, że Abalom w ogóle nie istnieje, że był wytworem jej wyobraźni. Inne mieszkanki domostwa otwierają przed Nell drzwi do bardziej przyziemnych rozkoszy, pojawia się nawet konkurent o rękę. Zrozpaczony Abalom jednak tak bardzo kocha Nell, że zrobi wszystko, by odbić jej serce. Swoim działaniem chce udowodnić szczerość intencji, udowadnia, że dla niej poruszy niebo i ziemię, odda jej wszystko, uczyni z niej prawdziwą królową, jaką w jego oczach jest... To się nazywa miłość! Piękne, prawda? Tyle że widziane z perspektywy Nell wcale nie wygląda to tak wspaniale. Jest raczej koszmarem, z którego nie można się uwolnić.
Na poziomie czysto koncepcyjnym "Ostatni egzorcyzm. Część 2" wypada nieźle. Niestety, kiedy przyszło do realizacji, coś poszło straszliwie nie tak. Film ogląda się raczej jak parodię "Zmierzchu". Jeszcze na początku miałem nadzieję, że całość utrzyma przynajmniej przyzwoity poziom, choć od pierwszych minut pojawiały się znaki, że będzie inaczej. Wraz z upływem czasu robiło się jednak coraz bardziej absurdalnie. A kiedy pada nazwa Zakonu Prawej Ręki, nie dało się już inaczej zareagować, jak wybuchem śmiechu. Od tego momentu jest to już niezamierzenie jeden z najzabawniejszych filmów, jakie widziałem w tym roku. Dawno już tak nie płakałem ze śmiechu w kinie (nie na komedii). Jestem pełen podziwu dla aktorek, które z poważną miną były w stanie wypowiadać kretynizmy. Szmira totalna.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz