Evil Dead (2013)
Fede Alvarez miał wielkie szczęście, że jego karierę wsparł sam Sam Raimi. Ale już tylko sobie zawdzięcza to, że z tej okazji skorzystał. A podjął ryzyko ogromne. Przerobienie kultowego horroru to misja samobójcza. Prawdopodobieństwo porażki wynosiło "zaledwie" 99%. A jednak udało się.
Nowe "Martwe zło" wygrywa tam, gdzie poległo większość ostatnio robionych horrorów na serio, a mianowicie klimatem. Bezbłędnym posunięciem było osadzenie historii w stylistyce baśni. W ten sposób twórcy sprawili, że łatwiej przychodziło godzić się z nielogicznościami scenariusza (w końcu baśń ze względu na swój oniryczny charakter rządzi się innymi prawami). Równocześnie postawili film w kontrze do lukrowanych opowiastek i przesłodzonych bajeczek, przypominając tym, którzy kiedyś o tym wiedzieli, że baśń to kraina brutalna i mroczna, a happy-end znaczy tam coś zupełnie innego niż dziś (kłania się chociażby masakra w Czerwonym Kapturku).
Sam film zbudowany jest oczywiście na bardzo prostym planie, ale twórcy fajnie wypełnili przestrzeń. Najlepsza jest bez wątpienia scena w łazience z miażdżeniem czerepu. "Martwe zło" miałoby notę o punkty wyższą, gdyby nie efekty specjalne dotyczące pokazania opętańców. Mam wrażenie, że od czasu "Ringu" nic się w tym wizerunku nie zmieniło. Można wręcz uznać, że to ciągle jest jedna i ta sama postać. Twórcy mogli się tu postarać o więcej oryginalności.
Ocena: 7
Ps. Widać, że od czasu "Martwej dziewczyny" Shiloh Fernandez trochę się wyrobił jako aktor.
Nowe "Martwe zło" wygrywa tam, gdzie poległo większość ostatnio robionych horrorów na serio, a mianowicie klimatem. Bezbłędnym posunięciem było osadzenie historii w stylistyce baśni. W ten sposób twórcy sprawili, że łatwiej przychodziło godzić się z nielogicznościami scenariusza (w końcu baśń ze względu na swój oniryczny charakter rządzi się innymi prawami). Równocześnie postawili film w kontrze do lukrowanych opowiastek i przesłodzonych bajeczek, przypominając tym, którzy kiedyś o tym wiedzieli, że baśń to kraina brutalna i mroczna, a happy-end znaczy tam coś zupełnie innego niż dziś (kłania się chociażby masakra w Czerwonym Kapturku).
Sam film zbudowany jest oczywiście na bardzo prostym planie, ale twórcy fajnie wypełnili przestrzeń. Najlepsza jest bez wątpienia scena w łazience z miażdżeniem czerepu. "Martwe zło" miałoby notę o punkty wyższą, gdyby nie efekty specjalne dotyczące pokazania opętańców. Mam wrażenie, że od czasu "Ringu" nic się w tym wizerunku nie zmieniło. Można wręcz uznać, że to ciągle jest jedna i ta sama postać. Twórcy mogli się tu postarać o więcej oryginalności.
Ocena: 7
Ps. Widać, że od czasu "Martwej dziewczyny" Shiloh Fernandez trochę się wyrobił jako aktor.
Komentarze
Prześlij komentarz