Baikonur (2011)
Hmm. Nie bardzo wiem, co mam powiedzieć o tym filmie. W zasadzie obszedł mnie tyle co zeszłoroczny śnieg. Nie szczególnie zainteresowali mnie bohaterowie. Nie ma w nim nic, co jakoś zapadłoby mi w pamięć, czy to pozytywnie czy też negatywnie. Czuje się niemal tak, jakbym w ogóle "Miłości z Księżyca" nie obejrzał. To chyba niezbyt dobrze świadczy o filmie. Ale nie mogę go też przez to nazwać złym.
Jedna rzecz jednak mnie zastanawia: jakie intencje przyświecały reżyserowi. Czy ma to być baśń? Tak sugerują niektóre sceny z Julie, czy też to jak jest ona traktowana przez Gagarina. A może miała to być opowieść antropologiczna o egzystencji w cieniu słynnego Bajkonuru. Co z kolei sugerują sekwencje "ogólne". Jeśli miał to być mix, to okazał się on całkowicie nieudany. Zamiast koktajlu powstała breja bez smaku i wyrazu.
Ocena: 5
Jedna rzecz jednak mnie zastanawia: jakie intencje przyświecały reżyserowi. Czy ma to być baśń? Tak sugerują niektóre sceny z Julie, czy też to jak jest ona traktowana przez Gagarina. A może miała to być opowieść antropologiczna o egzystencji w cieniu słynnego Bajkonuru. Co z kolei sugerują sekwencje "ogólne". Jeśli miał to być mix, to okazał się on całkowicie nieudany. Zamiast koktajlu powstała breja bez smaku i wyrazu.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz