La donna della mia vita (2010)
No proszę, niby Włochy to kraj katolicki, a kręci się tam takie na wskroś ateistyczne komedie romantyczne. Bo też morał "Kobiety mojego życia" jest prosty: wolna wola nie istnieje. Natury, dziedziczonej po przodkach, nie da się oszukać. Nie pomoże nawet zaklinanie rzeczywistości, fałszywe interpretowanie zachowania i mniej lub bardziej wprost naginanie cudzego ducha. Prawda prędzej czy później wyjdzie na jaw. Jedyny plus takiej sytuacji to fakt, że nasza natura nie jest wcale taka zła i kiedy pogodzimy się z tym, jacy jesteśmy, w końcu pojawi się w naszym życiu harmonia.
"Kobieta mojego życia" to sympatyczne, ale w gruncie rzeczy nijaki film. Zapewne gdyby nie interesująca mnie obsada, nigdy bym go nie obejrzał. Film nie jest tak zły, bym żałował straconego czasu. Nie jest jednak tak dobry, by zmienił coś w moim życiu. Ot, taki niezobowiązujący relaks.
Ocena: 5
"Kobieta mojego życia" to sympatyczne, ale w gruncie rzeczy nijaki film. Zapewne gdyby nie interesująca mnie obsada, nigdy bym go nie obejrzał. Film nie jest tak zły, bym żałował straconego czasu. Nie jest jednak tak dobry, by zmienił coś w moim życiu. Ot, taki niezobowiązujący relaks.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz