Song for Marion (2012)
Filmowy odpowiednik Jekylla i Hyde'a. "Z miłości do..." zawiera w sobie najlepsze cechy melodramatu o umieraniu i najgorsze filmu o konkursach śpiewania. To pierwsze wzrusza do łez, to drugie budzi irytację i zażenowanie.
Absolutną gwiazdą filmu jest Terence Stamp. W scenach poważnych, kiedy pokazane są zmagania jego bohatera ze świadomością, że ukochana żona go opuszcza z powodu śmiertelnej choroby, jest genialny. Nie mam słów do opisania zachwytu, jaki we mnie budzi. Sam jego widok łamie mi serce.
Niestety obok tego toczy się historia chórku seniorów, który przygotowuje się do udziału w konkursie. Wszystkie sceny z tym związane są okropne. Począwszy od żenującego szczerzenia się sędziego, który przyszedł ocenić, czy chór się nadaje, po wzruszenie słuchaczy, kiedy słyszą solo. Naprawdę gorszych sekwencji filmowych nie sposób sobie wyobrazić. W dwóch czy trzech miejscach udaje się złagodzić tę nieudolności scenami komediowymi, ale mam nieodparte wrażenie, że "Z miłości do..." byłoby lepszym filmem, gdyby sobie ten chórek darowano.
Ocena: 5
Absolutną gwiazdą filmu jest Terence Stamp. W scenach poważnych, kiedy pokazane są zmagania jego bohatera ze świadomością, że ukochana żona go opuszcza z powodu śmiertelnej choroby, jest genialny. Nie mam słów do opisania zachwytu, jaki we mnie budzi. Sam jego widok łamie mi serce.
Niestety obok tego toczy się historia chórku seniorów, który przygotowuje się do udziału w konkursie. Wszystkie sceny z tym związane są okropne. Począwszy od żenującego szczerzenia się sędziego, który przyszedł ocenić, czy chór się nadaje, po wzruszenie słuchaczy, kiedy słyszą solo. Naprawdę gorszych sekwencji filmowych nie sposób sobie wyobrazić. W dwóch czy trzech miejscach udaje się złagodzić tę nieudolności scenami komediowymi, ale mam nieodparte wrażenie, że "Z miłości do..." byłoby lepszym filmem, gdyby sobie ten chórek darowano.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz