4:44 Last Day on Earth (2011)

Auć. To zabolało. Abel Ferrara może sobie podać rękę z Jerzym Skolimowskim i Lechem Majewskim. "4:44. Ostatni dzień na Ziemi" to pretensjonalny gniot o podobnym poziomie wzdęcia artystycznego, co "Essential Killing" i "Młyn i krzyż".


Ferrara spróbował stworzyć film kontemplacyjny o końcu życia na Ziemi. Udowodnił jednak tylko tyle, że nie jest w stanie opowiedzieć o tym w sposób wyrazisty, bez popadania w patos."4:44" to rzecz chaotyczna, w której aż roi się od błędnych decyzji. Przede wszystkim sama katastrofa jest już słabym pomysłem. Robi się bowiem z filmu kino propagandowe wspierające zielonych i Ala Gore'a. Równie mało udanym pomysłem było wplecenie w narrację autentycznych wypowiedzi różnych osób oraz dodanie zdjęć archiwalnych z masowych uroczystości. Za dużo tego wszystkiego, ze zbyt wielu źródeł. Wydaje mi się, że gdyby reżyser zostawił tylko te zdjęcia, które bezpośrednio dotykają różnych sposobów radzenia sobie przez ludzkość ze sprawami ostatecznymi, film wiele by zyskał. No i na koniec dwójka bohaterów i to, co się miedzy nimi dzieje. O rany: to było jak rzecz z najgorszej polskiej produkcji. Ferrara przegiął na całej linii. Kilka drobnostek tu i tam nie są w stanie naprawić tego, co zaszwankowało w samej istocie filmu.

Wielka szkoda. Liczyłem, że może to być ciekawe uzupełnienie artystycznych wizji katastroficznych jak "Ostatnia miłość na Ziemi" czy "Melancholia". Tak jednak nie jest.

Ocena: 3

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)