Awakening (2010)
O matko, co za nieznośnie pretensjonalny bzdet. Reżyser zdecydowanie przedawkował z symbolizmem, przez co film zamiast być intrygującą medytacją nad rzeczywistością, stał się bełkotliwym wodolejstwem, obsesyjnym staraniem upchnięcia jak najwięcej rzeczy w jak najmniejszej przestrzeni.
Rezultat jest łatwy do przewidzenia. Zamiast wartościowego wykładu o gnozie i anamnezie, otrzymałem wrzód nabrzmiały od koncepcyjnego (konceptualnego?) bezguścia. Czasem trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć "dość". Potrzebny jest jakiś filtr, klucz doboru symboli. Nie może być nim wyłącznie ogólny temat, ponieważ wtedy przesłanie kompletnie się rozmywa. Nie pomaga też kiepskie gra. Aktorzy chyba nie do końca zrozumieli ideę filmu i postawili na nadekspresję rodem ze skeczy o pretensjonalności teatru undergroundowego. A przynajmniej mam nadzieję, że aktorzy nie zrozumieli reżysera. Byłoby bowiem jeszcze gorzej, gdyby właśnie taką grę swoich aktorów wymarzył sobie reżyser.
Ocena: 2
Rezultat jest łatwy do przewidzenia. Zamiast wartościowego wykładu o gnozie i anamnezie, otrzymałem wrzód nabrzmiały od koncepcyjnego (konceptualnego?) bezguścia. Czasem trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć "dość". Potrzebny jest jakiś filtr, klucz doboru symboli. Nie może być nim wyłącznie ogólny temat, ponieważ wtedy przesłanie kompletnie się rozmywa. Nie pomaga też kiepskie gra. Aktorzy chyba nie do końca zrozumieli ideę filmu i postawili na nadekspresję rodem ze skeczy o pretensjonalności teatru undergroundowego. A przynajmniej mam nadzieję, że aktorzy nie zrozumieli reżysera. Byłoby bowiem jeszcze gorzej, gdyby właśnie taką grę swoich aktorów wymarzył sobie reżyser.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz