Saving Mr. Banks (2013)

"Ratując pana Banksa" dało mi wszystko to, czego oczekiwałem po "Zniewolonym" i jeszcze dużo, dużo więcej. Zazwyczaj takich emocji i wrażeń, jakich dostarczył mi film Hancocka, szukać mogłem jedynie w amerykańskich filmach niezależnych. To, że obraz pochodzący z wielkiej wytwórni może być tak magiczny, cudowny i wzruszający, jest dla mnie szokiem. Miło wyjść z kina oczarowanym i pozytywnie zaskoczonym.


Dzieło Hancocka to zachwycająca opowieść o przebaczeniu i leczniczej sile wyobraźni. To również przypowieść o tym, że piękno historii rodzi się w bólu. "Ratując pana Banksa" rozgrywa się na dwóch planach czasowych. Pierwszy to opowieść o młodej Helenie Goff, która świata nie widzi poza swoim wspaniałym, obdarzonym niebywałą wyobraźnią ojcem. Tyle tylko, że ten ojciec nie jest niezwyciężonym mistrzem imaginacji, a człowiek słabym, zniszczonym przez marzenia, których nie był w stanie zrealizować. Co więcej w swej nieudolnej próbie chronienia córki, tylko jeszcze bardziej ją skrzywdził, czyniąc niejako współwinną (przynajmniej w jej oczach) jego tragicznego losu. Drugi plan to opowieść o pobycie P.L. Travers, autorki "Mary Poppins", w wytwórni Disneya, gdzie pracuje ze scenarzystami nad ekranizacją jej książki (czy raczej sabotuje ich pracę). W tej opowieści mamy dramat twórcy, który musi rozstać się ze swoją wizją bohaterów i zawierzyć, że inni potrafią z szacunkiem podejść do dzieci jej wyobraźni.

Film zachwyca pięknymi zdjęciami, przywodzącymi na myśl baśnie, które skrywają ponurą historię pełną toksycznych relacji, bólu i rozczarowania. Aż dziwne, że kiedy przychodzi do rzeczywistych ekranizacji baśni, wytwórnia Disneya nie potrafi skorzystać z zaprezentowanego tutaj modelu. Jest to ciekawa kontrpropozycja na obecną modę na mroczność. W "Ratując pana Banksa" tragedie rozgrywają się w pełnym słońcu, wśród ciepłych barw i malowniczych pejzaży.

Colin Farrell raz jeszcze udowodnił, że jest mistrzem drugiego planu. Wiem, że każdy aktor marzy o tym, by być gwiazdą, ale Farrellowi zdecydowanie lepiej wychodzą te role, od których nie zależy los całego widowiska. Hanks stworzył ciekawą kreację, ale mimo wszystko wolę go w "Kapitanie Phillipsie". Zaś Emma Thompson pokazuje klasę. Jest po prostu cudowna, ale niczego innego się po niej nie spodziewałem.

John Lee Hancock był dla mnie do tej pory przede wszystkim scenarzystą dwóch moich ulubionych filmów Eastwooda ("Doskonały świat" i "Północ w ogrodzie dobra i zła"). Teraz udowodnił, że jest też dobry reżyserem.

Ocena: 10

Ps. Na seans radzę wybierać się z wodoodpornym makijażem. Po sali aż echem rozchodziło się pochlipywanie widzów.

Komentarze

  1. No proszę, już się cieszę na ten film. Także ze względów sentymentalnych - seria Mary Poppins, wtedy po polsku była to Agnieszka(np. Agnieszka otwiera drzwi) była jedną z moich ulubionych lektur dzieciństwa, oprócz oczywiscie "Winnetou". Wspominasz o Colinie Farrellu, ja w związku z nim przeżyłam pierwsze olśnienie,w kwestii jego talentu, w "Domie na krańcu świata".
    babka filmowa
    Wyobrażam sobie jak cudownie musiała zagrać Emma Thompson.
    "Doskonały świat" też bardzo lubię, "Północ w ogrodzie dobra i zła" ciągle jeszcze mam w planach.
    Co do rady (makijaż) - używam tylko wodoodpornego, więc nie będę musiała zapamiętywać. Hm, a kiedyż to ja się spłakałam ostatnio jak bóbr w kinie? O ile pamiętam, to "zabójstwo Jessego jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda", albo "Hanami - kwiat wiśni", kolejności już nie pamiętam. To bardzo fajne przeżycie taki zbiorowy płacz na sali kinowej, tak samo zresztą jak śmiech.

    OdpowiedzUsuń
  2. Poppins to nie moja bajka, nawet w wersji filmowej jakoś nie zrobiła na mnie wrażenia, nie miałem więc większych oczekiwań

    Nie lubię Domu na krańcu świata. A Farrella wciąż najlepiej kojarzę z jego wczesnych ról, jak choćby z niedocenianej (chyba) Krainy tygrysów

    OdpowiedzUsuń
  3. W tym "Domu na krańcu świata" pewnie dlatego mi sie spodobał, że zagrał zupełnie coś innego niż grywał wcześniej. "Krainy tygrysów" jeszcze nie widziałam, choć już nie raz się przymierzałam. Po twoich słowach chyba się bardziej postaram :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O jak dobrze! Już się cieszę! Mary Poppins to również i moja ukochana lektura dzieciństwa (obok kilku innych, oczywiście), a Emma Thompson to jedna z najlepszych żyjących aktorek. Już sobie ostrzę zęby na taką ucztę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)