K-11 (2012)
Jeden z dziwniejszych filmów więziennych jakie widziałem. Ale – niestety – nie aż tak dziwny, jak miałem nadzieję. Jego odmienność polega przede wszystkim na tym, że część bohaterów zagrały kobiety. To fajny zabieg, ale jednak żałuję, że okazał się tylko tym, nie zaś czymś więcej. Początkowe sceny sugerowały bowiem film balansujący, a być może przekraczający granice szaleństwa. Czy to, co widzimy dzieje się naprawdę, czy może jest tylko wymysłem chorego od dragów umysłu bohatera. Czy znalazł się jakimś dziwacznym eksperymencie, czy może ma jedynie halucynacje? Potem niestety to wszystko gdzieś się rozmywa. Następuje przemiana bohatera, choć dzieje się ona zbyt nonszalancko jak na mój gust. Zaś cała sprawa z kobietami okazuje się jedynie chwytem reżysera, bez głębszego znaczenia.
Z tych wszystkich powodów jestem "K-11" rozczarowany. To mógł być naprawdę mocno pokręcony film. A skończyło się na dość przeciętnej historyjce kombinatora, który odkrył, że w więzieniu jak w biznesie muzycznym trzeba po prostu umieć wyczuwać okazje, chwytać je i wydusić z nich wszystko, co się tylko da. Ja rozumiem, że jest to pierwszy film reżysera. Jednak facet od lat pracował jako scenariuszowy supervisor, więc powinien co nieco wiedzieć na temat tworzenia ciekawych fabuł.
Ocena: 5
Z tych wszystkich powodów jestem "K-11" rozczarowany. To mógł być naprawdę mocno pokręcony film. A skończyło się na dość przeciętnej historyjce kombinatora, który odkrył, że w więzieniu jak w biznesie muzycznym trzeba po prostu umieć wyczuwać okazje, chwytać je i wydusić z nich wszystko, co się tylko da. Ja rozumiem, że jest to pierwszy film reżysera. Jednak facet od lat pracował jako scenariuszowy supervisor, więc powinien co nieco wiedzieć na temat tworzenia ciekawych fabuł.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz