Robot & Frank (2012)
Dla każdego, kto choć trochę poznał moje oceny filmów, nie będzie zaskoczeniem to, co zaraz napiszę: "Robot & Frank" bardzo mi się spodobał. To jest właśnie kino niezależne które uwielbiam, nawet jeśli ostatnio czuję nim przesyt. Czegóż tu jednak nie kochać? Frank Langella jest fantastyczny w roli byłego kryminalisty, który powoli traci pamięć. Peter Sarsgaard może i ani na chwilę nie pojawia się na ekranie, ale robot mówiący jego głosem wystarczy, bym sam chciał się w takie cacko zaopatrzyć.
Jednak podstawową siłą filmu jest jego scenariusz. Pomysł był banalnie prosty. "Robot & Frank" to opowieść o przyjaźni między dwójką osób kompletnie się od siebie różniących. W tym przypadku ta różnica została powiększona do ekstremalnych rozmiarów, bo przecież tylko jeden z pary bohaterów jest istotą żyjącą, człowiekiem z krwi i kości. I jak to zwykle w tego rodzaju historiach bywa, na początku dzieli ich wszystko, by z czasem połączyła ich nić porozumienia. Jake Schreier przepięknie pokazał to, jak zaciera się granica między człowiekiem a gadżetem.
W tle zaś mamy jedną z piękniejszych historii miłosnych. Sprowadza się ona tak naprawdę do jednej sceny. Ale cóż to jest za scena! Piękna, chwytająca za serce, dogłębnie wzruszająca.
Jakby tego było mało, "Robot & Frank" podnosi też kilka niezwykle interesujących kwestii moralno-etycznych. Po pierwsze stawia pytanie o to, gdzie przebiega granica między przedmiotowym a podmiotowym traktowaniem drugiej osoby. Początkowo może wydawać się, że Frank wykorzystuje słabe punkty w oprogramowaniu robota dla własnych celów. Ale relacja jaka po drodze się wywiązuje sprawia, że sytuacja jest postrzegana inaczej. Z kolei córka Franka, która niby jest taką obrończynią praw, nie widzi żadnego problemu w traktowaniu robota jako sprzętu AGD.
Po drugie film stawia ciekawe pytanie etyczne dotyczące pojęcia "nieszkodzenia". Robot, którego otrzymuje Frank, ma za zadanie nie szkodzi właścicielowi, a wręcz przeciwnie, starać się utrzymać bądź poprawić ogólną kondycję psychofizyczną. Jednak czynić to może tylko stając się współwinnym łamania prawa. A zatem nieszkodzenie jednostce nieuchronnie łączy się ze szkodzeniem innym jednostkom.
I wreszcie wyłącznik. Jego brak wydaje się być jednym z podstawowych elementów umożliwiających nawiązanie autentycznej relacji, zignorowanie faktu, że jeden z elementów relacji nie jest istotą żywą. Przycisk ten w takiej sytuacji staje się niczym więcej jak narzędziem gwałtu i mordu. Jeśli więc chcemy mieć w robotach prawdziwych towarzyszy, nie może istnieć sposób ich wyłączenia bądź też musi to zacząć mieć charakter (przynajmniej psychologiczny) tożsamy z zabójstwem człowieka czy zwierzęcia.
Ocena: 8
Jednak podstawową siłą filmu jest jego scenariusz. Pomysł był banalnie prosty. "Robot & Frank" to opowieść o przyjaźni między dwójką osób kompletnie się od siebie różniących. W tym przypadku ta różnica została powiększona do ekstremalnych rozmiarów, bo przecież tylko jeden z pary bohaterów jest istotą żyjącą, człowiekiem z krwi i kości. I jak to zwykle w tego rodzaju historiach bywa, na początku dzieli ich wszystko, by z czasem połączyła ich nić porozumienia. Jake Schreier przepięknie pokazał to, jak zaciera się granica między człowiekiem a gadżetem.
W tle zaś mamy jedną z piękniejszych historii miłosnych. Sprowadza się ona tak naprawdę do jednej sceny. Ale cóż to jest za scena! Piękna, chwytająca za serce, dogłębnie wzruszająca.
Jakby tego było mało, "Robot & Frank" podnosi też kilka niezwykle interesujących kwestii moralno-etycznych. Po pierwsze stawia pytanie o to, gdzie przebiega granica między przedmiotowym a podmiotowym traktowaniem drugiej osoby. Początkowo może wydawać się, że Frank wykorzystuje słabe punkty w oprogramowaniu robota dla własnych celów. Ale relacja jaka po drodze się wywiązuje sprawia, że sytuacja jest postrzegana inaczej. Z kolei córka Franka, która niby jest taką obrończynią praw, nie widzi żadnego problemu w traktowaniu robota jako sprzętu AGD.
Po drugie film stawia ciekawe pytanie etyczne dotyczące pojęcia "nieszkodzenia". Robot, którego otrzymuje Frank, ma za zadanie nie szkodzi właścicielowi, a wręcz przeciwnie, starać się utrzymać bądź poprawić ogólną kondycję psychofizyczną. Jednak czynić to może tylko stając się współwinnym łamania prawa. A zatem nieszkodzenie jednostce nieuchronnie łączy się ze szkodzeniem innym jednostkom.
I wreszcie wyłącznik. Jego brak wydaje się być jednym z podstawowych elementów umożliwiających nawiązanie autentycznej relacji, zignorowanie faktu, że jeden z elementów relacji nie jest istotą żywą. Przycisk ten w takiej sytuacji staje się niczym więcej jak narzędziem gwałtu i mordu. Jeśli więc chcemy mieć w robotach prawdziwych towarzyszy, nie może istnieć sposób ich wyłączenia bądź też musi to zacząć mieć charakter (przynajmniej psychologiczny) tożsamy z zabójstwem człowieka czy zwierzęcia.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz