The Oranges (2011)
"Córka mojego kumpla" to z kolei ucieleśnienie wszystkiego tego, co najgorsze w kinie niezależnym. W zasadzie wygląda to jak parodia typowej produkcji szykowanej na Sundance. Mamy więc całą plejadę bohaterów szukających swojego miejsca na Ziemi, którzy jednak popadli w inercję i którzy teraz przeżyją szok, kiedy ich świat zacznie się rozpadać. I jak to w porządnym filmie niezależnym bywa, rzecz przybiera postać moralitetu przekonującego, że chaos jest niezbędny w życiu, że zbyt duży porządek i rutyna równają się śmierci. Zmiana choć bolesna, choć prowadzi do straty, jednocześnie otwiera nas na nowe możliwości.
Mimo wielu lubianych przeze mnie osób w obsadzie, ten film do niczego mnie nie przekonał. Konstrukcja jest zbyt oczywista, za wiele razy wykorzystywana w innych obrazach z tymi samymi aktorami, bym dał się raz jeszcze na nią nabrać. To, że wytrwałem do końca i że miejscami znalazłem jakieś urokliwe momenty, zawdzięczam wyłącznie aktorom, których lubię i którzy grając po raz "enty" to samo, wciąż są świetni. Ale wszystkim im przydałby się urlop od kina niezależnego. Za bardzo dali się zaszufladkować.
Ocena: 4
Mimo wielu lubianych przeze mnie osób w obsadzie, ten film do niczego mnie nie przekonał. Konstrukcja jest zbyt oczywista, za wiele razy wykorzystywana w innych obrazach z tymi samymi aktorami, bym dał się raz jeszcze na nią nabrać. To, że wytrwałem do końca i że miejscami znalazłem jakieś urokliwe momenty, zawdzięczam wyłącznie aktorom, których lubię i którzy grając po raz "enty" to samo, wciąż są świetni. Ale wszystkim im przydałby się urlop od kina niezależnego. Za bardzo dali się zaszufladkować.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz